niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział 4 ''Toczyła się wojna uśmiechów''

... trach ! Dostałam otwieranymi drzwiami. Wpadłam na ścianę i ześlizgnęłam się po niej na ziemię trzymając się bolącej głowy. Nie było to delikatne otwieranie tylko ewidentnie jakby ktoś tylko czyhał na to żeby kogoś nimi zaatakować. Słuchawki mi wyleciały z uszów. Nic nie słyszałam ani nie widziałam. Oczy mimowolnie zalały mi się łzami. Widziałam tylko jakieś rozmazane postacie. Po krótkiej chwili udało mi się jako tako dojść do siebie. Przecierałam jeszcze oczy dłoniami aż całkiem normalnie będę widzieć. Ktoś koło mnie klęknął. Nie był to żaden Polak bo praktycznie nic nie rozumiałam. Nawijał po angielsku. Rozumiałam tylko - Nic ci nie jest. Strasznie przepraszam. Przepraszam. Nie wiedziałem że tu ktoś może być. - Głos wydawał się być znajomy ale mój mózg był nieco przytłumiony, żeby domyślić się skąd go znam. Twarz dalej chowałam w rękach, z całych sił próbując jak najszybciej wstać na równe nogi. Oprawca, tak przypuszczam, podał mi mokrą chusteczkę i cały czas trzymał mnie za ramię. Cisze przerwał też znajomy mi głos - ok,you wait here until she comes to herself and we jump something quick to eat. - Co znaczyło chyba - To ty tu z nią zostań a my skoczymy coś szybko zjeść. - I reszta oddaliła się. Ciągle szumiało mi w uszach. Po kilku minutach mój wzrok znacznie się poprawił . Mgła zniknęła. Podniosłam głowę i aż mnie zatkało. Serce biło tak samo, a nawet jeszcze bardziej niż przed koncertem. Znowu siało mi się w głowie. Zdołałam tylko otworzyć usta. Moim oprawcą był nie kto inny jak sam Harry Styles. Ten Harry z zespołu One Direction ! Czułam jak moje ramie mięknie pod wpływem ciepła jego dłoni spoczywającej na nim. Byłam w totalnym szoku. Aż w końcu wybił mnie z transu:
- Hej, już w porządku ? haaloo. Żyjesz ? - Przeszyły mnie dreszcze. Potrząsnęłam głową i postanowiłam nie zachowywać się jak jakaś stuknięta fanka. Wyciągnęłam z kieszenie sprzęcik (słuchawki tłumaczące) które wcześniej dala mi do przechowania Monika, ustawiłam na tłumaczenie z polskiego na angielski i dałam Harremu. On szybko załapał o co chodzi włożył do uszów i z szerokim uśmiechem siadł obok mnie. Podniosłam swoje (słuchawki) i założyłam. Byłam w siódmym  niebie po prostu. Postanowiłam działać i w końcu się odezwać:
- Tak tak, już jest w miarę dobrze. Głowa mnie trochę boli ale co tam, zawsze marzyłam dostać drzwiami - Uśmiechnęłam się ironicznie. Chwile nie wiedział o co chodzi ale potem musiało mu dopiero przetłumaczyć bo zaczął się śmiać, a ja z nim.
- Przepraszam jeszcze raz. Nie miałem pojęcia że ktoś tutaj będzie. Wejść możemy tutaj tylko my i nasza ekipa. Właśnie. Jak ty tu w ogóle trafiłaś ? - spytał i zrobił zdziwioną minę.
- Hmm, wyszłam z koleżanką do łazienki. Zgubiła się i potem kazała mi iść w stronę łazienki do której miało nie być kolejki. Zmyliły mnie te tabliczki na ścianach, myślałam że tędy trafię, ale zanim zdążyłam się przekonać że jednak źle trafiłam zaatakowały mnie drzwi. - znowu buchnął śmiechem i zrobił się cały czerwony. Jak on się słodko śmieje i te dołeczki. Oparłam się o ścianę i patrzyłam w sufit, czułam na czole coś ciepłego. Nie byłam teraz w stanie o tym myśleć, przecież siedziałam na korytarzu z gwiazdą 1D ! Kontem oka zauważyłam że wpatruje się we mnie. Udawałam jednak że tego nie widzę. Po krótkiej chwili w ciszy pochylił się nade mną i z przymrużonymi oczami przyglądał się mojemu czołu. Zmierzyłam go zdziwionym wzrokiem. Odchylił się sięgnął do kieszenie po chusteczkę i stwierdził:
- nie wygląda to źle, ale przyjemne to to nie jest. - Nie wiedziałam o co chodzi. Dotknęłam się w miejsce które przykuło jego szczególną uwagę. Zorientowałam się że mam krew na ręce. Wystraszyłam się trochę i byłam mocno zdezorientowana. Harry sparł się na moich zgiętych kolanach i miękką chusteczką delikatnie pozbywał się krwi z rany i jej okolić. W tym samym czasie ja zmywałam czerwoną wydzielinę z ręki mokrą chusteczką daną mi wcześniej prawdopodobnie przez Louisa. Louisa ! I znowu moje serce oszalało. Moja ręka była już czysta. Czoło chyba też bo oprawca się odsunął i stwierdził:
- no i ślicznie - po tych słowach pokazał rząd białych zębów i spojrzał mi prosto w oczy. Miałam wstawać ale jego zielone oczy nie pozwoliły mi na to paraliżując całe moje ciało. To było takie niesamowite.
- Nie wiedziałam że prócz piosenkarza jesteś też świetnym ratownikiem. - Uśmiech pojawił się na naszych ustach.
- No cóż, trzeba być przygotowanym na każdego rodzaju niespodzianki. W końcu nie na co dzień nokautuje się ładne panienki drzwiami. - W tym momencie poczułam jak gorąc bucha na mnie od środka. Czy on powiedział ładne panienki ? Momentalnie spuściłam głowe na dół by nie dostrzegł moich rumieńcy. Zaśmiał się tylko cicho, wstał i wyciągną do mnie ręke. Powędrowałam za nim wzrokiem i przyjęłam pomoc z jego strony. Ani się obejrzeć stałam na przeciwko niego. Wsadził ręce do kieszeni, wydawał się jeszcze wyższy niż do tej pory, z szerokim uśmiechem na twarzy wpatrywał się we mnie. Nie wiedziałam gdzie mam się patrzeć. Moje oczy błądziły, byleby nie spotkały się z jego.
- Peszę cię - odparł uśmiechając się jeszcze bardziej.
- Wiesz, nie na co dzień stoi się oko w oko z mega gwiazdą - Prysneliśmy śmiechem.
- Dzięki że mi pomogłeś się ogarnąć. - powiedziałam te słowa i stało się, nasze spojrzenia się spotkały. Jego uśmiech nieco zbladł.
- Nie masz za co dziękować. W końcu to przeze mnie ucierpiałaś. Nie mogłem cie tak po prostu przeprosić i zostawić - mówił bardzo poważnie. Ciarki przeszyły mnie po plecach. Staliśmy tak chwile uśmiechając się do siebie. Gdy już powoli zaczęłam błądzić myślami postanowiła przerwać cisze:
- Kornelia jestem. - Chwycił moją dłoń i uśmiechnął się.
- Harry, ale to już raczej wiesz. - Puściłam go, on mnie i zaczęliśmy się śmiać, tak bez powodu. Popatrzyłam na zegarek. Minęło dopiero niecałe 20 minut. Myślałam że cała wieczność. Usłyszałam śmiechy i głośne gadanie. Obejrzałam się za siebie i dostrzegłam Louis'a, Niall'a, Liam'a, Zayn'a i dwóch ochroniarzy dumnie kroczących za nimi. Po prostu zdębiałam. Stanęli obok nas, a uśmiechy nie schodziły im z twarzy.
- O i jak się czujesz ... nieznajoma, po bliskim spotkaniu z drzwiami ? - spytał Louis. Z rumieńcem na policzkach odpowiedziałam nie pewnie - good - i pokazałam kciuka do góry. Zaśmiali się. Liam powiedział że muszą się już zbierać bo przerwa się chwile temu skończyła. Niall przechodząc obok położył ręke na moim ramieniu i powiedział:
- taki to nasz Harry już jest. Ma dziwne sposoby na podrywanie ale zawsze skuteczne. - Zabrał ręke, puścił mi oczko i udał się za chłopakami do garderoby. Kolejny raz się zarumieniłam. Za dużo emocji jak na jeden raz. Harry śmiejąc się wciąż stał przede mną. Uśmiechając się opuściłam wzrok i z powrotem skierowałam go na loczka. Ku mojemu zdziwieniu był nieco zaczerwieniony. Toczyła się wojna uśmiechów. On wygrywał i to z wielką przewagą.

*Harry*
Stałem tak przed nią. Serce biło mi bardzo szybko. Co się dzieje ? Przecież to zupełnie obca mi dziewczyna. Polka. Zgrabna sylwetka, długie włosy zakrywały dekolt, piękne, brązowe, szkliste oczy przeżynały mnie na wylot, policzki miała zarumienione i ta blizna na czole, zupełny kontrast. Toczyliśmy wojne na uśmiechy. Ona wygrywała i to z wielką przewagą. Tak pięknie się uśmiechała. Naturalna. Normalna. Nie piszczała po każdym moim słowie. Sprawiała wrażenie jakby po prostu nie ruszało ją to kim jestem. Poczułem się jak normalny chłopak, nie żadna gwiazda. Mogłem tak stać i stać, ale niestety musiałem iść już na scenę. Widzowie się już niecierpliwili. Przybiegł jeszcze Louis z dwoma plastrami. Chwycił Kornelie za ramiona i skierował w swoją strone. Odgarnął włosy i zaczął przyklejać opatrunek na jej ranę.
- Pokarz mi się tu mała. Trzeba zabezpieczyć żeby ci się jakieś nieproszone zakażenie nie wdało. - Dokładnie ją opatrzył, uśmiechnął się i Loui jak to Loui dał buziaka w policzek i z szerokim uśmiechem udał się z powrotem do garderoby, wołając jeszcze do mnie żebym się pospieszył. Ona się tylko uśmiechała. Była tak słodko czerwona.
- Mogę cię przytulić, nic cię nie boli ? - zapytałem nieśmiało. Uśmiechnęła się szyderczo i rozłożyła ręce. Przybliżyłem się do niej i objąłem ją za szyję. Pachniała tak pięknie. Odsunąłem się od niej i powiedziałem:
- nie wiem jak ci się odpłacę za tą bliznę. Trzymaj się piękna. Zobaczymy się jeszcze - rzuciłem szerokim uśmiechem i w biegu ruszyłem za chłopakami wychodzącymi na scenę. Zanim złapały mnie reflektory obejrzałem się za siebie. Ona, Kornelia wciąż tam stała. Jej dłonie spoczywały na policzkach. Przepiękny widok. Ułamek sekundy, oświetliła mnie pierwsza lampa, a ona ruszyła prawdopodobnie na widownie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz