poniedziałek, 10 lutego 2014

Rozdział 11 ''...będę w tedy najszczęśliwszym chłopakiem...''

... Harrego z bukietem róż. Sebek podśmiewywał się tylko. Nie miałam pojęcia co robić. Przecież on miał być w całkiem innym miejscu. Serce zaczęło mi bić jak przy każdym spotkaniu z nim. Przecież on przyszedł do mnie do domu, a tak właściwie do domu mojego wujka. Schowałam twarz w rękach. Hazza stał wyprostowany, bukiet pięknych, czerwono-białych róż trzymał przed sobą i szeroko się uśmiechał. Oglądnęłam się za niego i w aucie którym przyjechał siedziało dwóch kolesi, zapewne ochroniarzy i Louis, który gdy tylko zobaczył że się patrze pomachał do mnie. Dobra, Korek czas się ogarnąć, nie będziemy przecież tak stali. Uf, no to trzeba go zaprosić do środka.
- Come on - wysiliłam się po angielsku. Wytarł buty o wycieraczkę i ucieszony wszedł do środka. Gdy zamykałam za nim drzwi zobaczyłam jak czarna mini limuzyna odjeżdża. No pięknie to wszystko zaplanowane, wiedziałam że nie przyszedł mi dać tylko kwiatów. Sebastian kiwnął głową żebym wzięła go na górę. Ale... Sama nie wiem. Sięgnęłam na półkę po słuchawki i założyłam je. Popatrzyłam na gościa i zauważyłam że on je już ma. Ee, to po co ja gadałam po angielsku ? Ruszyłam po schodach na górę i on zaraz za mną. Weszliśmy do mojego tymczasowego pokoju.
- Weźmiesz już te róże ode mnie ? - zaczął loczek. Trzepnęłam się w głowę. Ale ze mnie głupek. Zaśmialiśmy się. Odebrałam od niego podarunek, wyciągnęłam uschnięte tulipany z wazonu i włożyłam nowe, piękne kwiaty.
- Dziękuję - szeroko się uśmiechnęłam i wskazałam na łóżko. Tylko na nim mogliśmy siedzieć, bo nie było nic innego. Zaczęliśmy rozmawiać o różnych rzeczach. Strasznie nam się rozmowa kleiła. Zawsze o czymś zagadał. Zawsze wynalazł jakiś temat. Siedzieliśmy tak, śmiejąc się, opowiadając sobie różne historie, zadawając sobie głupie pytania, nie brakowało też chwil powagi. Godzina 00:30. Nie chciało mi się spać. Harremu też najwyraźniej nie śpieszyło się na powrót.
- Nie musisz już wracać. Jutro przecież znowu gracie koncert i z tego co wiem to na drugim końcu Niemiec, a tak właściwie to już dzisiaj. - zaczęłam po chwili ciszy.
- Koncert mamy przełożony na następny dzień. Chłopaki chcieli odpocząć i ja skorzystałem z okazji. Pomyślałem, że trochę z tobą pobędę. Przecież nie będziemy się widzieć dwa miesiące ? - wykręcił się i spoważniał.
- Chciałabym żeby tylko dwa. - posmutniałam i siadłam po turecku. Nagle zachciało mi się spać. Oczy same mi się zamykały.
- Spać ci się chce co maleńka ? - zapytał rozbawiony. Maleńka, o a co to nowe moje przezwisko ?
- Nie.. Tak. Do 2 jeszcze okej, ale 3 to już za długo jak dla mnie - uśmiechnął się, wstał z jednego końca łóżka i podszedł do mnie. O nie. Chyba się przeliczyłam. Czasu tak ? A on już sobie nie wiadomo co wyobraża. Zrobiło mi się gorąco. Już myślałam że będę musiała dać mu w twarz i wywalić za drzwi ale nie. Chwycił mnie za ramiona, przyciągnął ku sobie, przytulił i w takiej pozycji legliśmy. Jak on cudownie pachniał, nie lubię męskich perfum, ale te były piękne. Jeszcze bardziej zachciało mi się spać. Odpłynęłam i nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Ale nie tak po prostu. Zasnęłam w ramionach Harrego, chłopaka w którym się chyba zakochałam.
Budzę się. Śniło mi się że przyszedł do mnie Styles z bukietem róż. Potem siedział ze mną bardzo długo. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się a potem usnęłam w jego ramionach. Rozespana, przeciągająca się szeroko uśmiechnęłam się do siebie. Fajny sen. Otwieram oczy, podnoszę się, a tu sen kolejny raz okazuje się być rzeczywistością. Nie wiem kiedy przyzwyczaję się do tego że to mnie Hazza wybrał. Siedzi na kraju łóżka z tacą ze śniadaniem. Tosty z dżemem truskawkowym i kakao.
- Pierwszy raz dostaje śniadanie do łóżka - mniaam. Zielonooki cały czas się uśmiechał i patrzył jak pochłaniam tost po toście.
- Sebastian pomógł mi przygotować i kazał przekazać, że dziś też jesteście sami w domu bo reszta za bardzo zabalowała i zostają do jutra. - Odłożyłam tackę, talerzyk i kubek na bok. Nie wiem co mną pokierowało ale siadłam Hazzie na kolanach i pocałowałam go w policzek. Chciał przekręcić głową żebym trafiła w usta ale mu się nie udało. Wtuliłam się w jego tors. Objął mnie i powiedział
- Sebastian mówił też że zaprasza kolegów. Więc mam się tobą cały dzień zaopiekować. Nie ma że nie. Zabieram cię do podobno najlepszej restauracji tutaj, a potem jak będziesz grzeczna to wezmę cię do Heide Parku. - Oo, zabrzmiało ciekawie, ale przecież nie będę na nim pasożytować.
- Ale za to co zjem płacę sama - zaprotestowałam, a on automatycznie:
- Nie ma takiej opcji moja droga. Idź się przebrać bo czeka nas dość długa droga. - Próbowałam nie ulegać ale jakoś mi nie szło. Wstałam niby obrażona z jego kolan i poszłam do łazienki się przygotować do wyjazdu. Po 30 minutach byłam gotowa. Weszłam do swojego pokoju, był pusty. Wzięłam ze szafy grubą bluzę, bo nie było zbyt ciepło i zeszłam na dół. Harry i kuzyn o czymś dyskutują. Nie wiedziałam że Sebek umie tak biegle mówić po angielsku. Oznajmiłam, że jestem gotowa. Mój opiekun na dziś wykonał jeden telefon i po kilku minutach podjechał czarny range rover. Pożegnaliśmy się z blondynem (moim kuzynem) i wyszliśmy z domu. Samochód wyglądał jeszcze lepiej niż zza szyby. Otworzył mi drzwi. Weszłam, a on zaraz za mną. Ruszyliśmy. Z przodu siedziało dwóch gości, chyba tych z którymi przyjechał. Patrzyłam przez szybę. Nie mogłam jakoś uwierzyć, że jadę tak wypasionym samochodem z ochroniarzami. Poczułam się jak jakaś gwiazda, którą nigdy nie chciałabym być.
- Hej, o czym tak myślisz - wybudził mnie z transu.
- Co ? Ja ? A nie o niczym konkretnym, w sumie. Myślę jaka jestem w tej chwili szczęśliwa - uśmiechnęłam się najmilej jak mogłam.
- To ciekawi mnie jaka będziesz w wakacje. Ja będę w tedy najszczęśliwszym chłopakiem na świecie i będę robił wszystko żebyś ty była najszczęśliwszą dziewczyną. - Patrzył się na mnie z takim wielkim uczuciem, bo nie wiem jak to inaczej nazwać. Dołeczki w jego policzkach i zielone, szklące się oczy doprowadzały mnie do szału. Miałam w tedy wielką ochotę, rzucić mu się na szyję i całować z taką namiętnością na jaką mnie tylko stać, wykrzyczeć to przeklęte 'tak' i robić wszystko to co normalne pary. Ale nie, musze poczekać. Musze wytrwać jeszcze jakiś czas. Musze dowiedzieć się czy to co mówi jest prawdą, czy jego uczucia są prawdziwe, szczere, trwałe, poważne czy tylko jestem kolejną panienką do zabawy. Przed nami jeszcze jakaś godzina jazdy, jak nie więcej. Samochód wyposażony był w malutki telewizorek. Włączyliśmy jakąś grę w którą wcześniej grał Liam. Bieganie, strzelanie, lubię takie. Śmialiśmy się przy tym dużo. Czas mijał i mijał, aż w końcu dojechaliśmy. Wyszliśmy z pojazdu. Przeleciał mnie dreszcz. Duża, pięknie wyglądająca restauracja. W około pełno kwiatów. Schowałam ręce do kieszeń, Harry zrobił zaraz to samo i pewnym krokiem ruszył do wejścia. Uśmiechnęłam się do siebie i poszłam za nim. Kolejny raz otworzył mi drzwi i wpuścił pierwszą. Ale tam pachniało. Zapachy różnych potraw mieszały się ze sobą tworząc idealną kompozycję. Nie było w niej dużo gości. Może dla tego że są dni robocze i większość ludzi pracuje, a nie siedzi po restauracjach. Mniejsza o to. Hazza zamknął za nami drzwi, chwycił mnie za ręke i prowadził do stolika, który najwyraźniej był już dla nas zarezerwowany. Już miał podsuwać mi krzesło
- Nie słódź mi tyle to po pierwsze, a po drugie dam sobie radę. - uśmiechnęłam się i usiadłam bez jego pomocy. Zdezorientował się troche, ale zaraz po tym siadł na przeciwko mnie. Dziwnie się czułam. Przecież to nie była randka, chyba ?! A co jeśli on właśnie brał to za nią ? Zrobiło mi się gorąco na myśl o tym. Pomedytowaliśmy trochę nad menu. Ktoś pomyślał bo było też tłumaczenie na Polski. Podszedł kelner. Wybrałam pierwszy lepszy zestaw. Frytki, kurczak i jakieś sałatki które polecił pan w białej marynarce (kelner). Loczek przepowiedział jakąś nazwę dania, nie mam pojęcia co to.
- Bierzemy wino ? - zapytał z szyderczym uśmiechem.
- Ja dziękuję, ale ty jak chcesz to się nie krępuj - odpowiedziałam stanowczo. Zrezygnował z wina, poprosił o dwie cole. Kelner przeczytał jeszcze to co zanotował żeby się upewnić, gdy dostał potwierdzenie uśmiechnął się i odszedł. Między nami zapanowała cisza. Bawiłam się serwetką, a mój towarzysz przyglądał mi się jakby pierwszy raz widział na oczy człowieka.
- No więc ? Opowiedz mi coś o sobie - zaczął w momencie, na co ja:
- Nie umiem tak o sobie opowiadać, musisz mi powiedzieć co konkretnie chcesz wiedzieć. - Uśmiechy nie schodziły nam z twarzy.
- To mam pomysł. Najpierw ja zadam ci pięć pytań potem ty mi, co ty na to ? - dobry pomysł
- Okej to dawaj pytania. - Chwile myślał, ale zaraz posypały się jak deszcz z nieba. Pytał głównie o dzieciństwo. O szkołę, rodzinę, przyjaciół. Odpowiadałam najbardziej wyczerpująco jak tylko mogłam. Miałam teraz ja zadawać ale przynieśli nam to co zamówiliśmy. W ciszy zaczęliśmy pochłaniać to co mieliśmy na talerzu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz