piątek, 28 marca 2014

Rozdział 26 ''Po prostu się opił...''

Eleanor.
- Cześć słodziutka. Mogłabyś zostawić mojego chłopaka w spokoju i poszukać własnego ? Mama nie uczyła cię, że nie ładnie tak przywłaszczać sobie czyjąś własność ?! - Mówiła dość spokojnie, ale nawet dziecko wyczułoby tą złość, pretensje i pewność siebie w jej głosie. Ale czekaj, wróć, czy ona posądza mnie o to, że chce jej odebrać Louisa ?
- Um, poczekaj chwileczkę. To nie tak ! Ja po... - Chciałam jakoś wyprowadzić ją z błędu ale mi nie pozwoliła na to i ciągła dalej swoje groźby:
- Odczep się od niego ! Nie dzwoń, nie pisz ! Po prostu daj spokój, nie wygrasz ze mną. Nie wiem skąd się znacie i szczerze powiedziawszy nie interesuje mnie to. Zrozumiałaś dziewczynko ? Daj mu spokój ! - Wiedziałam, że długo nie wytrzyma i prędzej czy później podniesie głos.
- Okej - powiedziałam krótko obojętnym głosem. Muszę ją jakoś uspokoić zanim się rozłączy i jeszcze nie daj Boże zrobi awanturę Louisowi.
- Okej ? Tyle masz do powiedzenia ?! - zdezorientowała się trochę. Nie powiem ja też byłabym zaskoczona gdybym była na jej miejscu.
- Teraz ty mnie posłuchaj. Tylko proszę nie rozłączaj się. Wysłuchałam cię. Teraz ty to zrób i posłuchaj co mam ci do powiedzenia. - starałam się mówić jak najszybciej i pewnie.
- Nie będziesz mówiła mi co mam robić ! - krzyczała coś jeszcze ale mój angielski nie jest jeszcze idealny więc połowy nie mogłam zrozumieć. Jak ja mam jej to wytłumaczyć ?
- Louis mi pomaga ! Nic dla mnie nie znaczy w taki sposób. Po prostu jest dobrym kumplem ! - tym razem to ja krzyknęłam. Uciszyła się. Chwile nic nie mówiła, słyszałam jak szybko oddycha, musi być nieźle zdenerwowana.
- Jak to pomaga ? W czym ? Z resztą nie ważne, nie obchodzi mnie to. Zostaw go w spokoju ! - dalej lamentowała. Wdech, wydech, wdech i :
- POMAGA MI POGODZIĆ SIĘ Z HARRYM ! - przerwałam jej po prostu ją przekrzykując.
- Oł... Ale, jak to ? Poczekaj. Ty jesteś tą tajemniczą dziewczyną poznaną na koncercie w Berlinie, przez którą Styles miewa takie kiepskie humorki ? - Jej ton trochę złagodniał. Mam nadzieję, że już nie będzie mi prawiła żadnych kazań. 'Styles miewa takie kiepskie humorki'. Przeze mnie ? Jeszcze okropniej się czuje, ale to znaczy, że jednak nie jestem mu do końca obojętna. 
- Nie wiem co o mnie mówił. Co o mnie wiesz, ale na prawdę nie masz się o co martwić. Nie zamierzam odbijać ci Louisa. - Nie chcę spowiadać się jej z tego co zaszło między mną a Hazzą. Zaniemówiłyśmy obydwie. Nie wiem co mówić, niech ona coś powie !
- Nic o tobie nie mówił konkretnego, w sumie to mi nic nie powiedział... Jedyne co udało mi się wyciągnąć od Louisa to to, że JAKAŚ... dziewczyna go zraniła. Hm, gdybym tylko go bardziej lubiła to powinnam cię teraz opieprzyć za to co mu zrobiłaś, chociaż nie wiem co, a nie za to, że wydzwaniasz do mojego chłopaka - mówiła spokojnie. Na koniec nawet się zaśmiała lekko. Cóż za zmiana. Po wstępie nie spodziewałabym się, że potrafi być miła. Nawet mogę śmiało stwierdzić, że ma strasznie miły głos.
- Dużo dziewczyn go już zlało w tym jego lokatym życiu, ale w takim stanie go jeszcze nie wiedziałam. O co poszło ? - Mówiła jak gdyby nigdy nic. Jakbyśmy były starymi kumpelami.
- Właściwie o głupotę. Internet... - nie dokończyłam, a ona zaczęła mówić.
- Internet to szajstwo. Nic w nim nie jest prawdziwego. Przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłam, ale jeżeli chodzi o Toma to strasznie jestem zazdrosna. Wiesz jak to jest - zaśmiałyśmy się obie. Jaka milutka. Szczerze już ją lubię.
- Nie, to ja przepraszam. Głupio wyszło z tymi ciągłymi telefonami, masz rację. Hm... Zazdrość. Chyba o to właśnie poszło między nami, ale ja nawet nie mogę powiedzieć, że było jakieś 'NAMI' - głos mi zadrżał. Musiała to wyczuć.
- Ej, nie załamuj się. Głowa do góry. Pogodzicie się. Tym bardziej, że macie pasiaka MOJEGO (śmiech) u boku. - Mówiła to szczerze i chyba nawet się uśmiechała.
- Dziękuję za miłe słowa. Dobrze, że już sobie wyjaśniłyśmy tą dziwną sprawę. Nie chciałabym żyć z tobą w niezgodzie, bo prawdopodobnie kiedyś spotkamy się na podwójnej randce. - Skoro już na siebie nie wrzeszczymy to warto jeszcze bardziej rozluźnić atmosferę.
- Znając Larrego to pewnie tak. - Zaśmiała się. Nie mogłam skojarzyć o jakiego Larrego chodzi, ale gdy przypomniałam sobie jak Filip się z nich kiedyś śmiał od razu załapałam, ze chodzi o połączenie Louisa i Harrego. Zaczęłam się śmiać z nią. Dobrze mi się z nią rozmawia. Nawet miałam chęć wyżalenia się jej. Dziwne, na ogół nie lubię się wypłakiwać komuś na ramię, tym bardziej nieznajomemu.
- Dobra, pewnie wolałabyś gadać teraz z Louim. Przepraszam w ogóle, że najpierw nawrzeszczałam na ciebie, a teraz próbuję wyciągnąć z ciebie to co nawet nie mogę wyciągnąć ze swojego chłopaka. Miło było cię poznać i mam nadzieję, że to nie ostatnia nasza rozmowa i oczywiście, że następna będzie zupełnie milsza. Trzymam za was kciuki. Przyda mu się dziewczyna, która trochę sprowadzi go na ziemię. - Jej głos łagodził każdy ból w moim ciele. Na prawdę ją lubię !
- Również było mi miło poznać tą cudowną, idealną i wspaniałą Eleanor do której tak wzdycha pan Tomlinson. Pasujecie do siebie, naprawdę ! - postanowiłam, że też jej trochę przysłodzę.
- Naprawdę ? Tak mnie nazwał ? Kochany ! - przeraża mnie jej słodki głosik, ale wolę ten niż ten wcześniejszy, którym próbowała mnie zabić.
- Okey, przekażę Tomowi jak wróci, że dzwoniłaś. Tylko wiesz, rączki przy lokatym, to że już jestem miła nie znaczy, że pozwolę ci się dobierać do mojej marcheweczki - obie buchnęłyśmy śmiechem.
- Trudne będzie trzymanie rączek tylko przy Hazzie, bo wiesz, w końcu są ze sobą powiązani ! - dalej się śmiałyśmy.
- Dzięki, że mu przekażesz. I jeszcze raz miło było z tobą pogadać. Nie krzycząc oczywiście. - Nie chciałam kończyć tej rozmowy ale chyba kończy mi się fundusz na koncie.
- Do następnego i powodzenia. Trzymaj się. Papa - pożegnała się i dobrze zgadywałam, mój telefon zapikał i przerwał połączenie. Rozmawiałyśmy prawie pół godziny. Jakoś czuję się lepiej, ale nie do końca dalej mam ochotę zaszyć się gdzieś w kącie i z niego nie wychodzić. - Wszystko okej ? Słyszałam jak krzyczałaś. - do pokoju weszła ciocia.
- Nie powiem, że jest dobrze, ale zawsze mogłoby być gorzej prawda ? Albo w sumie to i nie. A te krzyki, mała kłótnia przedmałżeńska, a tak serio to dziewczyna Louisa odebrała i troszkę dziwnie wyszło, ale wszystko sobie wyjaśniłyśmy i powiem ci, że nawet ją polubiłam - wymusiłam uśmiech. Nie chciałam, żeby teraz przysiadała się do mnie ale przecież jej nie wygonię. Usiadła koło mnie i po jej minie mogłam wywnioskować, że poleci kolejna uwaga. Nie musiałam długo czekać:
- Kornelia słoneczko. Proszę cię nie ładuj się w cały ten ich świat. Po co ci to ? Nie chcesz mieć prywatnego życia ? W ogóle nie chcesz mieć życia ? Zdajesz sobie sprawę co by było gdyby wam się ułożyło. Jeszcze raz cię proszę uważaj. A ta dziewczyna Lll... wiesz kogo, też jest pewnie sławna. Oni muszą trzymać się z ludźmi ze swojego otoczenia na tym samym poziomie. Tobie ciężko byłoby się odnaleźć. Kornelio... - co ona mówi ? Nie, nie możliwe. Miałam u niej wsparcie, a ta mi teraz mówi że po prostu nie jestem zbyt dobra dla niego ? Bo nie gonią za mną media ?
- Ja chce mieć życie, teraz go nie mam. Chce go przeżyć z nim. U jego boku ! Jeżeli już to wszystko się zaczęło chcę to ciągnąć, lub po prostu skończyć, ale muszę usłyszeć to od niego. Chcę usłyszeć, że nie chce mieć ze mną do czynienia ! W tedy odpuszczę, ale teraz muszę naprawić to co zepsułam. I jeżeli dalej masz ciągnąć te swoje życiowe dygresje to lepiej stąd wyjdź. - Pokazałam jej ręką drzwi. Wstrzymywałam całą złość, nie chciałam przy niej wybuchnąć. Szczęka zaczęła mi lekko drżeć. Proszę niech ona stąd jak najszybciej wyjdzie ! Patrzyła się chwilę na mnie ze zdziwioną miną. Po chwili wstała i wyszła rzucając krótkie:
- Ale pamiętaj, ze cię ostrzegałam. - Rzuciłam się z całej siły na łóżko. Łzy które już długo domagały się o uwolnienie w tym momencie zrobiły to bez żadnych przeszkód, wydostały się na wolność. Ciocia ma racje, nie pasuję do niego. Jestem nikim w porównaniu do Eleanor, do nich wszystkich. I z takim przekonaniem zasnęłam.
- Niee ! Zaczekaj ! - krzyknęłam jednocześnie siadając na łóżku. Cała się trzęsłam. Nie wiedziałam gdzie jestem, co robię. Śniła mi się babcia. To ona zawsze doradzała mi co mam zrobić, zwierzałam jej się z każdego problemu, z każdej drobnostki przynoszącej mi radość. Była moim lekarstwem na wszystko. Rozumiała mnie lepiej niż ja sama siebie mogłam zrozumieć. Gdy odeszła myślałam, że kolejną osobą na którą będę mogła zawsze polegać będzie ciocia, ale jak widać myliłam się. Nie wsparła mnie w mojej decyzji. Zostawiła ze stwierdzeniem, że jestem dla niego nikim. Gdy zasypiałam byłam skłonna przyznać jej racje, ale teraz gdy w śnie odwiedziła mnie babcia i kazała się nie poddawać, dążyć do szczęścia, wiem, że tak właśnie zrobię. Nie odpuszczę puki nie usłyszę, że jestem dla Harrego kimś ważnym albo że po porostu jestem nikim i w tedy przyznam cioci rację, zupełnie obrzydzając się do życia, które jest tak bardzo niesprawiedliwe. Na polu jest jeszcze ciemno. Słyszę tylko przesuwające się wskazówki zegara. Minuta za minutą. Siedzę na łóżku i nasuwa mi się pytanie: Gdzie są moi rodzice ? Powinni być teraz przy mnie. Z resztą nie ważne. Nawet jakby byli to i tak pewnie nic by nie zmienili. Są okropni, a zarazem dobrzy. Wiem, że to co robią, robią po to żeby mi było lepiej, ale brakuje mi ich. Z przemyśleń wyrywa mnie dzwoniący telefon. Nie był to mój sygnał więc nie wzruszyłam się bardzo, ale szybko uświadomiłam sobie, że miałam teraz telefon cioci bo mój leży nadal w kawałeczkach na podłodze. Sięgnęłam po niego. Dzwonił Louis. Nareszcie !
- Hi Korny (Korni) - krótko się odezwał. Czekałam na to aż zacznie tłumaczyć Harrego, ale nie zanosiło się na to.
- Hi Lou. Możesz mi wyjaśnić co to było ? - odpowiedziałam trochę zdenerwowana.
- Ale co miało być ? Nie rozumiem - udawał, że nic nie wie. Tak bardzo dojrzale.
- Możesz nie udawać. Dobrze wiesz o co chodzi - nie denerwowało nie raczej to, że udaje głupiego, tylko to, że wciąż nie wiedziałam co miał mi do powiedzenia jego przyjaciel i szczerze bałam się tego.
- Oj przestań. Po prostu się opił... Znowu... - mówił spokojnie ale czułam, że coś jest nie tak.
- Znowu ? Opił ? On był totalnie zalany ! Co to była w ogóle za dziewczyna ? Możesz mi powiedzieć co się dzieje ?! - krzyczałam, a łzy same płynęły mi z oczu.
- Nie krzycz, nic się nie dzieje. Wszystko jest okey. Gadałem z nim wczoraj, dość POWAŻNIE. - poważnie ? Chyba się nie pobili ?
- Ale co on mi chciał powiedzieć ? Ty to dobrze wiesz ! Powiedz mi ! - naciskałam dalej.
- Ej malutka, ty chyba nie płaczesz ? - zapytał słodkim, zatroskanym głosikiem.
- Louis co on mi chciał powiedzieć ?! - krzyknęłam, jeszcze bardziej zanosząc się płaczem.
- Nie płacz ! Nie jest tego wart. To znaczy... - czy on właśnie to powiedział ? Nie jest wart moich łez ?
- To nie tak, eh... to znaczy nie płacz ! Proszę cię. - ciągnął dalej to swoje 'nie płacz'.
- Odpowiesz mi w końcu ?! Co chciał mi powiedzieć ? - czy tak ciężko jest powiedzieć prawdę ? A może jest tak straszna, że nie chce mi jej powiedzieć...
- Musicie ze sobą porozmawiać. Dasz radę jechać do tych Niemiec ? Ja bym go tam jakoś zaciągnął i wszystko na spokojne by się wyjaśniło. Mu serio na tobie zależało... zależy - szybko się poprawił.
- Jutro wyjeżdżam do Londynu. Zamieszkamy tam z ciocią. - zaczęłam spokojniej mówić, ale on jak zwykle nie dał mi długo nacieszyć się głosem:
- Na prawdę ? Będziesz mieszkać w Londynie ? Jak to ?! Ale fajnie ! I w jakiej części zamieszkacie ?- dla czego tak uciekał od tego durnego tematu ?
- Możesz nie zmieniać tematu ? Cholera, Louis, on ma mnie już gdzieś tak ? - Nie odzywał się chwilę.
- To nie tak, że ma cię gdzieś. Gdyby miał to na pewno nie zachowywał by się tak jak teraz. Po prostu denerwuje go to, że inni nie znając go oceniają po tym co robi, że jest KIMŚ, że jest sławny ! Jak dowiedział się, że pomyślałaś, BYŁAŚ PEWNA, że bawi się dziewczynami, bo może, strasznie się załamał. Wiesz, nawet chciał kończyć ze śpiewaniem. Potem jak wtłukliśmy mu do głowy, że nie może przestać śpiewać i że nawet jakby skończył z tym to i tak byłby rozpoznawalny, dalej by się to za nim ciągnęło, stwierdził, że skoro już jest postrzegany za kogoś takiego to czemu miałby nie korzystać ?! Wierz mi nie chcesz wiedzieć co robi.- W końcu ! Dziękuję na reszcie wydusił coś konkretnego ! Przyczyniłam się do tego, że Harry innymi słowy się stoczył. Zakuło mnie coś w sercu. Jak ja się potwornie czuje ! Ja chcę się z nim zobaczyć ! Teraz, zaraz !
- Mogłem ci tego nie mówić... żyjesz ? Korny ? - nie wiedziałam co powiedzieć. Nie mogłam znaleźć właściwych słów.
- Przeze mnie ?! - zakryłam sobie usta ręką by znów nie rozpoznał, że płacze.
- Nie do końca, ale nie da się ukryć, że w jakimś stopniu przez ciebie. Teraz nie płacz bo to nic nie da, a i nie dzwoń do niego, nie ma teraz telefonu, chyba się domyślasz co mogło się z nim stać ? - zaśmiał się. Jak to możliwe, że jest w nim tyle optymizmu ? Miał już coś mówić ale ktoś chyba wszedł do (jego) pokoju :
- Ejj co robisz ? Gdzie reszta ? - był to Harry. Louis nic się nie odzywał.
- Z kim rozmawiasz ? Ela dopiero co wyszła ? Czyżbyś miał jakąś na boku czy tak bardzo się kochacie, że wytrzymać bez siebie chwili nie możecie ? - wyraźnie z niego zadrwił. Słyszałam go jeszcze wyraźniej więc prawdopodobnie usiadł koło Louisa.
- Nie, nie mam żadnej na boku i myślę, że teraz to ty powinieneś rozmawiać z tą osobą, a nie ja - odezwał się w końcu do towarzysza i chyba podawał mu telefon. Siedziałam cicho.
- Co ? Z kim ? (chwila ciszy) Oł... przekaż, że nie mam jej nic do powiedzenia, a nie sory mam. Więc przekaż jeszcze: niech się WALI, a teraz idę się najebać - trzasnął drzwiami, prawdopodobnie wyszedł się 'najebać'. Ale co on powiedział ? Mam się walić ?! Wiedziałam, że to chciał mi wczoraj powiedzieć ale chyba trochę łagodniej. Telefon wypadł mi z ręki, sparaliżowało mi całe ciało. Nawet łzy już nie płynęły z moich popuchniętych oczów. Czułam się źle i myślałam, że już gorzej być nie może, ale widocznie może i właśnie jest. Co ja zrobiłam, że muszę tak cierpieć ? Telefon leżał obok mnie, słyszałam tylko jak Louis mówił:
- ej ej ej, nie, błagam cię nie bierz tego do siebie, on w cale tak nie myśli ! Pewnie już nic nie powiesz... Po prostu olej to, nie było tego ok ? Mała ! Proszę cię odezwij się... Jest debilem, że to powiedział. Przepraszam... Moja wina, mogłem nie mówić mu, że z tobą rozmawiam... Korny, błagam cię odezwij się ! - Nie umiałam nic powiedzieć. Nawet nie myślałam. Nie wiem co działo się potem, odleciałam, a gdy się obudziłam...




___________________________________________________________________
dumdumdumdum, był komentarz (oj tam że tylko jeden) jest rozdział. staram się pisać sensownie, ale nie wiem czy mi wychodzi. czytasz = pozostaw po sobie jakiś ślad, naprowadź mnie na błędy, lub pochwal, cokolwiek.
czyli zaczynamy z : komentarz = rozdział ;)

poniedziałek, 24 marca 2014

Rozdział 25 ''Nie, to ty posłuchaj''

... do Londynu. - przygryzła wargę i zmrużyła oczy, tak jakby bała się mojej reakcji. Chwileczka, co proszę ? Gdzie wyjeżdża, a raczej wyjeżdżamy ? Nie, to jakieś żarty. Byłam w szoku. Z rozdziabionymi ustami patrzyłam się na nią dość długą chwilę, aż w końcu postanowiłam przerwać tą dziwną ciszę i dowiedzieć się szczegółów:
- Słucham ? Jak to wyjeżdżamy ? Kiedy ? Jak ? Nie wierze ! A co na to rodzice ? - zasypałam ciocię pytaniami. Błądziła chwilę oczami po podłodze, po czym wlepiła je we mnie.
- Za trzy dni... - przerwałam jej krótkim 'co', ale zignorowała to i mówiła dalej.
- Twoi rodzice nie wiedzą nic o mojej nowej pracy. Zarobię więcej niż teraz i te pieniądze pójdą na twoje konto. Umówiłyśmy się z twoją mamą, że dołożę teraz trochę do spłaty rachunków, żeby nas stąd nie wywalili. (wymuszony śmiech) Nie wiedzą, że wyjeżdżamy, niech tak zostanie na razie. Proszę Kornelia, damy radę na prawdę, będzie dobrze. - Nie mogłam uwierzyć w to co mówiła. Rzuciła się na mnie i mocno tuliła. Czemu wszystko dzieję się tak szybko ? Dla czego wszystko odwraca się tak gwałtownie o 360 stopni ? Tu miałam na razie zamieszkać z nią, a teraz wyjeżdżamy do Londynu. Czy ja nie mogę żyć spokojnie ?
- Jak to nie wiedzą ? Ciociu ale ... to podlega pod uprowadzenie. Jestem jeszcze niepełnoletnia, a mam rodziców którzy muszą wyrazić zgodę na przeprowadzkę. W ogóle, za trzy dni ? Jak to możliwe, ze tak szybko wszystko jest załatwione ? - dalej nie mogła uwierzyć. Nie wiedziałam nawet co mówić.
- Wylot, mieszkanie, wszystko załatwił mój nowy szef. O pozwolenie się nie martw. To już też jest załatwione. Po prostu zaufaj mi. Damy radę. Głowa do góry. - Chwyciła mnie za podbródek i uniosła lekko moją głowę, tak żebym popatrzyła jej w oczy. Nie mam siły na jakąkolwiek kłótnie, tym bardziej z nią, to pewne, że nie wygrałabym. Nie mam też siły na dalsze dochodzenie w tej sprawie. Głęboko wzdychnęłam i pokiwałam twierdząco głową. W sumie fajnie. Ni stąd, ni zowąd oblała mnie fala ciepła i szczęścia. Odsunęłam się od cioci i krzyknęłam:
- Jedziemy do Londynu !! - zaczęłyśmy się śmiać. Na prawdę śmieć, nie było w nim ani trochę sztuczności. Koniec z zadręczaniem się i przejmowaniem wszystkim dookoła. Tak, troszkę optymizmu nie zaszkodzi.
- Idziemy jutro na jakieś zakupy ? Kupimy coś fajnego. W końcu trzeba jakoś wyglądać, jedziemy do wielkiego miejsca gdzie pełno gwiazd, sławy i fleszy ! A teraz choć zjemy coś na kolację. - pociągnęła mnie za sobą wstając z kanapy. Gwiazd, sławy, fleszy. Zakręciło mi się w głowie od tych słów. Harry ! Nie, nie mogę popsuć teraz cioci humoru. O mój Boże ! Harry, jak mogłam zapomnieć. Przecież oni za niedługo mają przerwę. Prawdopodobnie będą w Londynie ! Ale przecież Londyn jest wielki, nie jest powiedziane, że się spotkamy. Co ja wymyślam ?! Przecież chce się z nim zobaczyć. Chcę go przeprosić ! Tak idealnie, przeproszę go oko w oko, wytłumaczę jakoś moje głupie zachowanie. Na pewno ucieszy się gdy mnie zobaczy, chyba że to co mówił Louis było nie prawdą. Z mojego codziennego, kilkuminutowego transu wyrwał mnie głos cioci:
- Z czym chcesz tosty ? - Nawet nie wiem kiedy usiadłam przy stole.
- Z tym co ty. Wiesz przecież, że lubimy jeść praktycznie to samo - starałam się by mój głos nie drżał, nawet lekko się uśmiechnęłam. Ciocia zaczęła kroić pomidora, stwierdziłam, że jej pomogę, chociaż tyle mogę zrobić. Powygłupiałyśmy się trochę. Nasze kanapki miały dziwne kształty. Każda miała inny wyraz 'twarzy'. Zapieczone z serem były jeszcze zabawniejsze. Śmiałyśmy się w najlepsze. Świadomość o tym, że będę miała możliwość normalnie porozmawiać z tym lokatym stworzonkiem, na którym mi tak cholernie zaczęło zależeć, poprawiła mi znowu humor. Jadłyśmy żartując, śmiejąc się i wymyślając różne historie, które przytrafią nam się w Anglii. Wybiła godzina 22:30. Pora spać. Jestem wykończona, nawet nie wiem po czym. Ostatnio bardziej męczę się psychicznie niż fizycznie. Posprzątałyśmy po sobie:
- To dobranoc maleńka. Wyśpij się, a rano idziemy na wielkie zakupy ! - krzyknęłyśmy obie głośno i pomachałam jej udając się na piętro do łazienki. Szybki prysznic i do łóżka. Napisałam smsa do Majki że chce się z nimi po jutrze spotkać. Odpisała po prostu, że się cieszy i da znać reszcie. Tak bardzo zatraciłam się w wyjeździe rodziców i kłótni z Harrym, że zapomniałam o nich, o tych moich przyjaciołach, o reszcie całego życiu. Postanowiłam dać spokój mojemu mózgowi i nie dopuszczałam do siebie żadnych myśli. Po prostu zasnęłam.

Godzina ? Coś koło 4 nad ranem. Kto do cholery. Sięgam po mój przeraźliwie wyjący telefon. Czy ktoś sobie jakieś żarty stroi ? Przecieram oczy i ledwo dostrzegam kto się tak dobija. Harry ! O mój Boże ! Zerwałam się na równe nogi:
- Halo ? - chyba trochę zmylił go polski akcent, szybko się poprawiłam:
- Hi ! - dalej cisza. Co jest grane ? Słyszę jakiś cichy chichot, dziewczyny. Już miałam się rozłączyć kiedy usłyszałam głos Harrego uciszający towarzystwo, które obawiam się, że składało się z jednej panienki.
- Hi Olson ! Musimy pogadać ( oczywiście mówił po angielsku) - jego głos był strasznie dziwny, nie wspominając już o plątającym się języku. Czy on jest pijany ? I powiedział do mnie po nazwisku ?
- Czy ty jesteś pijany ? Harry posłuchaj... - bezczelnie przerwał uciszając mnie.
- Nie, to ty posłuchaj. Okej ? Nie no i tak nie masz wyjścia. Skup się. Już ? Skupiłaś się ? - zaczął bełkotać. Tak, bez dwóch zdań jest pijany i to bardzo. Zamurowało mnie gdy usłyszałam w tle jak jego towarzyszka go pośpiesza. Co się dzieje ? Co mi chce powiedzieć ? Chyba wiem, nie chce tego słyszeć nie wytrzymam. Byłam zbyt bardzo sparaliżowana na zrobienie czegokolwiek, nawet nie potrafiłam się rozłączyć. Serce waliło mi jakbym przebiegła 100 km.
- Więc tak. Słuchaj uważnie. Od teraz do... ZAWSZE ! I już nigdy prze nigdy... - ciągle przerywała mu dziewczyna, a on najwyraźniej chociaż trochę starał się być poważny i non stop ją olewał. Śmiała się, cały czas się śmiała. Fajnie się bawią. Na prawdę.
- Dowiem się w końcu co masz mi do powiedzenia. Czy po prostu mam się rozłączyć i poczekać aż wytrzeźwiejesz ? - wybuchłam. W końcu puściło mi gardło.
- Kurwa, Jess przestań na chwile ! - Jess, może Jessica ? Tak się nazywa jego nowa zabawka. Miło mi poznać. Chociaż nie, wolałam nie znać jej imienia.
- Posłuchaj... - zaczął znowu, ale teraz to ja mu przerwałam:
- Słucham już wystarczająco długo. Jeżeli w tym momencie nie powiesz o co chodzi rozłączam się ! - powiedziałam stanowczo.
- Bo ja chciałem ci powiedzieć, że popełniłem błąd nawiązz... - przerwał mu prawdopodobnie Louis, który z hukiem rzucił się na niego:
- Harry co ty do cholery odwalasz ? A tobie dziewczynko już podziękujemy, tam są drzwi ! - wrzeszczał na niego i skutecznie wygnał tą dziewczynę ponieważ słyszałam trzask drzwi. Co się tam dzieje ?
- Odpierdol się ! Idź do tej swojej Eleanor i jej pilnuj ! Jess zaczekaj ! - krzyczał Styles. Czy oni się biją ? Usłyszałam tylko szum i jego telefon prawdopodobnie wylądował na ziemi. Co się dzieje ?! Co chciał mi powiedzieć. Nawiąz... Co to miało znaczyć. Jaki błąd ? Nerwowo wykręciłam numer do Louisa. Nie odbierał. Potem do Harrego, poczta. I co teraz ? Moje ciało zaczęło drżeć. Nie kontrolowałam tego. Cała dosłownie płonęłam. Czy ktoś może mi powiedzieć CO SIĘ DZIEJE ?! Krzyczałam w głowie. Co to była za dziewczyna. Co ona z nim robiła ? Łzy napłynęły mi do oczu. Pusta ściana wydawała się być ciekawsza niż do tej pory. Nie chciałabym teraz siebie widzieć. Popuchnięte, wielkie, puste oczy, ciało trzęsące się jak na mrozie. Ciągle trzymałam telefon przed sobą, z nadzieją, że zaraz ktoś oddzwoni i wszystko wytłumaczy. Zbyt długo było cicho. Zamachnęłam się i rzuciłam telefonem o ścianę. Współczuję mu, to on zawsze obrywa najbardziej. Do pokoju wtargnęła ciocia. Prawdopodobnie stała już chwilę przy drzwiach, ponieważ nie słyszałam wcześniej żadnych kroków. Skoczyła prosto na moje łózko i mocno przytuliła. Nic nie mówiła. Ja też. I całkiem mi to pasuje. Lekko położyłyśmy się. Uspokoiłam się trochę. Już nie chciało mi się wrzeszczeć i płakać. Jeszcze mocniej się w nią wtuliłam i po dość długim czasie zasnęłam.

Gdy się budzę okropnie bolą mnie oczy. Dosłownie czuję jak muszą wyglądać. Dwa pomidory, wielkie, czerwone. Obracam się na bok. Cioci już nie ma. Wygramoliłam się spod kołdry. Zmierzam w stronę łazienki, aż nagle czuję ból w stopie. Odskakuję na bok i widzę krew na dywanie i roztrzaskany telefon. Tego upadku chyba już nie przeżył. Zwijam się z bólu, automatycznie chwytam się za stopę i wyciągam kawałek plastiku z mojej stopy. Łapię pierwszą lepszą koszulkę z fotela i przewiązuję przez ranę. Kuśtykam do łazienki by ją odkazić.
- Kornelia, wstałaś ? - woła ciocia idąc po schodach. Nie byłam pewna co zrobić. Zanim cokolwiek powiedziałam usłyszałam pisk.
- Boże ! Kornelia gdzie jesteś ? - spanikowana zaczęła biegać po pokoju.
- Tutaj ciociu w łazience. Nic mi nie jest. Spokojnie. - W okamgnieniu wpadła do pomieszczenia.
- Dziecko drogie co się stało, tam jest pełno krwi ! - wyrwała mi z ręki ręcznik i delikatnie oczyszczała moją dość sporą ranę.
- Po prostu nie patrzyłam pod nogi. - Przelała kilka razy ranę wodą utlenioną i zabandażowała. Tak cholernie szczypało, ale wolę już ten ból od tego, który doznawałam od jakichś paru dni.
- Obawiam się, że musi to oglądnąć lekarz. Przebierz się, jedziemy do ośrodka. - ignorowała moje sprzeciwy i zapewnienia, że to nic wielkiego, pomogła mi wstać i podała ubrania. Po 10 minutach byłam gotowa. Zapakowałyśmy się do auta i pojechałyśmy do pana Janusza (lekarza). Po trzech godzinach byłyśmy już w domu. Super, przez tydzień nie mogę za bardzo chodzić. Trzy szwy, jednak nie było to tylko draśnięcie. Ciocia zaraz usadowiła mnie na sofie w salonie. Koc, woda, kanapki, pilot, gazety i prawdopodobnie zniosła by mi tutaj cały pokój.
- Ciociu to tylko trzy szwy. Nie umieram. Dam sobie radę. Naprawdę. - Ciągle ją uspokajałam, ale na marne biegała po co chwilę donosząc mi jakieś rzeczy. Miałam dość.
- Jeżeli w tym momencie nie usiądziesz spokojnie, tutaj obok mnie wstanę i zacznę zanosić wszystkie te rzeczy tam skąd je przyniosłaś ! - powiedziałam stanowczo wskazując na miejsce obok mnie. Ciocia szybko odłożyłam dzbanek z herbatą i usiadła obok mnie.
- Przepraszam... Po prostu nie mogę już patrzeć na to jak cierpisz. Nie dość, że przejmujesz się wyjazdem rodziców i problemami finansowymi, ledwo co nie straciłaś domu, to jeszcze dochodzi Harry. Teraz ta noga. Masz dopiero 17 lat, a już masz uraz do życia. - Patrzyła na mnie szklącymi się oczami. Pierwszy raz widzę ją w takim stanie.
- Ułoży się. Rodzice wrócą za rok ? Prawda ? Pogodzimy się. Chociaż nie mamy jak, bo przecież nawet nie jesteśmy pokłóceni. Rozumiem to, wyjechali o chcą dla mnie jak najlepiej. A co do Harrego, myślę, że też się ułoży. Albo po prostu moja przygoda z nim się skończy albo dopiero zacznie. Noga ? Noga zaraz się zagoi. - Wymusiłam uśmiech. Przyciągnęłam ją do siebie i tym razem to ja ją tuliłam.
Nie poszłyśmy na zakupy, trudno. Innym razem. Siedziałyśmy przed telewizorem do 21. Zaczęłam być śpiąca. Tak wcześnie ? Nieprawdopodobne. Jakoś wykuśtykałam na górę, nie miałam siły się myć, położyłam się do łóżka w tym co miałam na sobie, czyli mega luźna koszulka i dresy. Dalej gryzła mnie sprawa z telefonem od totalnie zalanego Harrego. O rany, a co jeśli próbowali się ze mną skontaktować ? Mój telefon jest w kawałkach ! Skoczyłam z łóżka zapominając o nodze. Syknęłam tylko z bólu, ale zaraz przestało boleć, czyli szwy dalej trzymają.
- Cioociuu ! Pożyczysz mi na chwilę swój telefon ? - zawołałam gdy usłyszała, ze idzie korytarzem. Weszła i podała mi go z pytającą miną. Chyba wiedziała co chcę zrobić. Znalazłam kartę na ziemi i włożyłam ją do jej telefonu. Zgadłam, Louis próbował się ze mną skontaktować, osiem razy, a dwa razy Liam. Liam ? Skąd ja w ogóle mam jego numer ? Ale to akurat nie ważne w tym momencie.
- Zadzwonisz do niego ? - niepewnie zapytała ciocia stojąca nade mną.
- Nie wiem. To znaczy chyba zadzwonię do Louisa. - Bałam się co mogę usłyszeć. Przerwał mu rano, musiał dobrze wiedzieć co powie.
- Zostawisz mnie ? - spojrzałam na nią, niepewnie wybierając numer Toma. Serce biło mi tak samo jak rano. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci, czwarty, piąty. Miałam już się rozłączać gdy usłyszałam czyjś glos. Nie był to głoś Louisa, a tym bardziej żadnego z chłopaków. To ...



______________________________________________________________________
Jeżeli tu ktoś w ogóle zagląda to przepraszam, ale brak weny i czasu spowodował, że długo nic nie było. Teraz postaram się nadrobić. Mam nadzieję, ze uda mi się pisać co najmniej 3 rozdziały na tydzień. Fajnie by było jakbyście komentowali troszkę. może być nawet jakaś minka w komentarzu, a już będę wiedziała, że mam dla kogo się starać, że komuś podobają się te moje wypociny. Krytyką też nie pogardzę. Cóż więcej będę nudzić. pozdrawiam :*
jesteś tu=głos, lub komentarz. dla ciebie to moment, na prawdę, a mi pojawi się uśmiech na twarzy i motywacja do dalszego pisania :)
+ komentarz=następny rozdział :)