poniedziałek, 9 czerwca 2014

33 ''Harry Styles''

PRZECZYTAJ POD ROZDZIAŁEM !!!

*Kornelia*
Budzę się. Jakby deja vu. Znowu leżę na tym niewygodnym łóżku. Znowu widzę tylko pusty sufit. Znowu słyszę to samo pikanie. Znowu czuję coś pulsującego w mojej ręce. Znowu czuję ten okropny ból głowy. Znowu widzę jak przez mgłę. Są tylko dwie różnice. W pomieszczeniu jest ciemno i coś lub ktoś mocno ściska moją lewą dłoń. Gdy mój wzrok już trochę zaczyna przyzwyczajać się do mroku, powoli przekręcam głowę by sprawdzić co tak właściwie dzieje się z moją lewą ręką. Widzę chłopaka z burzą loków, zwiniętego na małym i obstawiam niewygodnym fotelu. Śpi. Na jego twarzy widnieje niepokój, jakby zaraz miał się zerwać i uciekać ile sił w nogach. Wzrokiem podążam wzdłuż jego wyciągniętych rąk, aż w końcu wiedzę jak mocno złączone są właśnie z moją lewą dłonią. Co on tu robi ? Odruchowo uwalniam swoją rękę z uścisku. Nie było to mądre posunięcie:
- Korny ? - przekręca się na fotelu i mamrocze zachrypniętym głosem. Korny, kto ? Nic nie mówię, patrzę się na niego zdezorientowana.
- Hej, obudziłaś się - cały niepokój pryska z jego twarzy, widnieje na niej teraz radość ? Nachyla się nade mną i delikatnie przejeżdża swoimi długimi palcami po moim policzku. Bezwładnie przymykam oczy i delektuję się ciepłem pozostającym po jego dotyku. Jednak gdy próbuje z powrotem pojmać moją dłoń, odsuwam się lekko. Na jego twarz z powrotem napływa niepewność, tylko tym razem jest doprawiona nutką strachu. Wycofuje się i siada na kraju lóżka patrząc w podłogę. Co się tak właściwie dzieje ? Dla czego czuje się tak jakbym dopiero się urodziła. Mam pustkę w głowie. Do tego kim jest ten chłopak ?
- Co się dzieje ? - w końcu odważyłam się odezwać. Chłopak niepewnie odwraca się w moją stronę. Czy on płacze ?
- Wyjaśnię ci jutro, okey ? A teraz odpoczywaj. Musisz dużo odpoczywać - próbuje się uśmiechać, ale widzę jak mu ciężko. Tracę siłę na wypytywanie co się dzieje. Nawet nie wiem kiedy zasypiam...

*Harry*
Czuję wielką ulgę. Po tych trzech tygodniach spędzonych tutaj z nią w nadziei, że wszystko będzie dobrze Ona w końcu się budzi. W końcu mogę spokojnie odetchnąć. Mogę być już spokojny, że nic jej nie będzie. Jest tak jak przypuszczali lekarze, chwilowy, a może nawet całkowity zanik pamięci. Podobno często występuje u pacjentów w takim stanie. To znaczy, że ona mnie nie poznaje ? Nie wie kim jestem ? Nie wie co się stało ? O boże, a jeżeli ona nawet nie wie kim sama jest ? Co jeśli... Nie, na pewno nie. Po prostu musi odpocząć. Jutro będzie już wszystko dobrze. Musi, nie daruję sobie tego, że to prawdopodobnie przeze mnie jest w takim stanie. Zastanawia mnie tylko, dla czego nikt mi nic wcześniej nie powiedział. Louis ukrywał to przede mną. Wszystko ukrywał ! Gdybym tylko wiedział wcześniej. Gdybym wiedział, że się tu przeprowadza. Gdybym wiedział, że przeze mnie wylądowała w szpitalu, już drugi raz ! Gdybym... Właściwie to nie wiem co bym zrobił...
Dochodzi godzina 4 rano, a ja dalej nie zmrużyłem oka. Siedzę i wpatruję się w nią. Jest taka piękna. Jej delikatne rysy. Malinowe, trochę popękane usta, ale to nic. Gładka, blada skóra. I ten bandaż na głowie. Na samą myśl co się pod nim kryje, aż mnie trzęsie. To coś pozostanie z nią do końca życia. Co z tego, że nie ma pod nim idealnie falowanych, długich włosów o kolorze kawy z mlekiem. I tak jest piękna. Jest idealna. Dla czego ja to teraz dostrzegłem, dla czego dopiero teraz poczułem jak bardzo mi na niej zależy. Teraz gdy jest bezbronna, słaba ? A może ona nie jest słaba ? Może właśnie jest silna ? W końcu to ona pierwsza zdobyła się na odwagę i mimo wszystko przyszła do mnie. Nie powinno tak być, powinienem pierwszy się do niej odezwać. Ciota ze mnie. Trudno czasu nie wrócę. Jedyne czego żałuję to tego, że powiedziałem słowa, których wcale nie chciałem powiedzieć i które wywarły na niej takie emocje. Kolejny raz zły spłynęły po moich policzkach. Co ona ze mną z robiła ? Rozkleiłem się jak dziecko. W sumie to nie pierwszy raz, ale ten powód mojego płaczu, po prostu góruje nad wszystkimi innymi. Prze ze mnie cierpi niczemu winna osoba, ważna dla mnie osoba ! Tak jak siedziałem, opadłem ostrożnie na kraju łóżka. Byłem zmęczony swoją głupotą. Poza tym od tych trzech tygodni łącznie spałem może dwadzieścia godzin ? Czułem, że cholernie chce mi się spać, ale nie mogłem. Bałem się zamknąć oczy, bałem się, że mogę ją znowu stracić. Zaczęło już trochę widnieć na polu. Na korytarzu robiło się coraz większe zamieszanie. Pielęgniarki zaczynały chodzić ze śniadaniami i pewnie lekarstwami. Nienawidzę szpitali, nienawidzę. Ludzie powinni być niezniszczalni, powinni być wiecznie szczęśliwi, zdrowi. Czego jeszcze los nie wymyśli, żeby utrudnić i tak już w chuj ciężkie życie ? Wzdychłem głęboko i dalej wpatrywałem się w pustą, białą ścianę. Nagle Korny lekko się poruszyła i po chwili poczułem jak jej delikatne palce wplątują się w moje włosy. Czy zrobiła to świadomie ? Nie wiem, ale wiem, że zadziało to na mnie cholernie, wypełniając mnie spokojem. W końcu mogłem zamknąć oczy i zasnąć.

*Korny*
Ze snu wyrywa mnie głośny huk. Przerażona ostrożnie podnoszę się do pozycji siedzącej i widzę jak z ziemi dźwiga się chłopak, przy którym zasnęłam. Odruchowo się zaśmiałam. Wyglądał komicznie z tą miną typu 'ała, jak mnie teraz wszystko boli'. Gdy już usiadł prosto na ziemi i rozmasowywał bolący bok, popatrzył się na mnie i sam zaczął się śmiać. Te dołeczki w policzkach, które gdzieś już widziałam, spowodowały, że się speszyłam i uciekłam wzrokiem od niego. Miał chyba coś mówić, ale do pomieszczenia weszła pielęgniarka. Tak, cholera znowu jestem w szpitalu.
- Dzień dobry, pani Olson, witamy z powrotem - powiedziała odkładając tacę z zastrzykami na półkę obok. Zaczęłam się śmiać. Jej mina po zauważeniu siedzącego na ziemi Harrego była bezcenna. Zaraz, ten chłopak ma na imię Harry ? Zupełnie znikąd przyszło mi do głowy. Czyli, że ja go znam ?
- Panie Styles, widzę, że ziemia też idealnie nadaję się do spania - zaśmiała się i zwinnie go wyminęła. Harry Styles, gdzieś już to... Ten Harry Styles !
- O matko - zakryłam sobie usta dłonią, kiedy zdałam sobie sprawę, że powiedziałam to na głos.
- Nie no matką twoją nie jestem, ale jak chcesz to mogę trochę poudawać - zaśmiał się, dźwigając z ziemi i siadając obok mnie, dość blisko bym mogła poczuć jego delikatny zapach, który momentalnie rozpłynął się po moim ciele, przypominając sytuację, kiedy to tkwiłam w jego ramionach i nagle uciekło mi całe życie, pozostawiając ciemność. Czy coś mnie z nim łączyło, łączy ? Jeżeli nie to po co by tutaj siedział ?
- Mówiłeś, że wyjaśnisz mi co się dzieje. Prawda ? - w końcu odważyłam się na niego popatrzeć. Zrobił to samo przeszywając mnie swoimi zielonymi oczami. Atmosfera nagle jakoś spoważniała. Pielęgniarka jak na zawołanie wyszła z pokoju oznajmiając, żeby ''pan Styles'' dał znać jak skończymy. Przytaknął i mocno zaciągnął się powietrzem.
- Nie pamiętasz pewnie teraz co się zdarzyło. nic nie pamiętasz, prawda ? -
zapytał. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Czy to prawda ? Czy ja nic nie pamiętam ? Gdybym nie pamiętała to jego pewnie też nie, ale jednak czuję, czuję, że jest kimś ważnym. Powoli jakby wszystko zaczynało się rozjaśniać.
- Niezupełnie, mam jakby przebłyski. Nic nie jest jasne, ale i też nie czuje pustki. Wiem, że coś się wydarzyło, ale nie do końca wiem co. Po prostu opowiedz mi co się stało. Co się wydarzyło przed tą moją kolejną śpiączką. Proszę - wygłosiłam z lekko drżącym głosem. Jego oczy zaczęły błyszczeć, jakby znów miał dać upust łzą.
- Pamiętasz. Pamiętasz, że już byłaś w śpiączce, a czy pamiętasz... - urwał w połowie.
- Co pamiętam ? Co mam pamiętać ? Co się wydarzyło ? - To już powoli staję się męczące. Ja chcę w końcu poznać swoją przeszłość. Chcę wiedzieć co się ze mną działo i dzieje.
- Byliśmy razem. To znaczy nie w takim sensie ! - widziałam, że się zmieszał.
- Rozmawialiśmy, a właściwie... Przytulaliśmy się - na jego twarzy zawidniał mały uśmieszek. Nie patrzył się na mnie. Nie przerywałam, czekałam na ciąg dalszy.
- Potem ty nagle straciłaś przytomność. Upadłaś. - Znowu jego mina była przepełniona smutkiem.
- Nie wiedziałem co się dzieje. Przyszedł Liam i zadzwonił po karetkę. Pojechałem z tobą. Na miejscu pielęgniarki kazały mi czekać. Zamknęli się z tobą w jakiejś sali. Siedziałem na korytarzu, czekałem na jakiekolwiek wieści. Nikt nic nie mówił. Kiedy pytałem lekarza co się dzieje po prostu mnie spławił. Pośpiesznie wpadł do tej samej sali gdzie byłaś ty i ... - głos mu się załamał. Łzy które już dawno kumulowały się w jego oczach teraz po prostu spokojnie sobie spływały po jego policzkach. Widziałam jak bardzo boli go mówienie o tym. Jak bardzo to przeżywa. Coś w środku rozkazało mojej ręce odszukać jego rękę i mocno ją uścisnąć. Chyba dodało mu to otuchy bo mówił dalej.
- Po jakimś czasie przyszła jakaś. KOBIETA. Nawrzeszczała na mnie. Nie wiem nawet co ! Nic nie rozumiałem - wyprostował się i wolną ręką wymachiwał przed sobą.
- Tak głośno krzyczała, że aż pielęgniarka wyszła ku nam. Uspokajała ją. Wiem też, że powiedziała coś na co ta kobieta, aż usiadła i zaczęła płakać ! Myślałem w tedy, że chyba ją... Co ja właściwie mówię. Przecież nie miałem ci opowiadać moich przeżyć - potrząsnął głową i zrezygnowany kolejny raz pusto patrzył w podłogę.
- Po trzech godzinach ? Nie wiem ile w tedy utrwało, wyszła pielęgniarka i oznajmiła, że operacja się udała, ale ... - znów przestał mówić. Znów nerwowo przetarł oczy.
- zapadłaś w śpiączkę. Byłaś w niej trzy tygodnie. Myślałem, że znowu cię straciłem - tym razem popatrzył mi się prosto w oczy, a ja nie mogła uwierzyć w to co właśnie mówi...


_______________________________________________________________________
hej hej, mam albo złą albo w sumie dobrą wiadomość. Zostawiam was na tym blogu z tym krótkim rozdziałem :) Stwierdziłam, że było to moje pierwsze opowiadanie nie wypał. Pierwsze rozdziały były kiepskie a właśnie powinny być dobre, żeby przyciągnąć uwagę. Zaczynam pisać NOWE. Mam nadzieję, że będzie lepsze od tego. Przepraszam tych, którzy śledzili tego bloga, nie obiecuję, ale jeżeli tylko przyjdzie mi wena na ciągnięcie tej akcji, jest prawdopodobieństwo, że od czasu do czasu pojawi się tutaj nowy rozdział :) Jeszcze raz przepraszam i serdecznie zapraszam na : http://xpartyx.blogspot.com/

czwartek, 5 czerwca 2014

Hej Hej

Przepraszam, że nie dodałam jeszcze kolejnego rozdziału, ale mam strasznie ciężki tydzień, w szkole jak i poza nią. Nie mam po prostu czasu pisać. Jeżeli to kogoś interesuje w ogóle :)
także jeszcze raz przepraszam i spodziewajcie się czegoś jakoś w sobote/niedziele :) pozdrawiam :*

niedziela, 25 maja 2014

Rozdział 32 ''...tylko czekać''

 *Kornelia*
Po tym wszystkim co opowiedział mi Lou zdębiałam. Harry przeze mnie stał się bezczelny, buntowniczy i... i nawet nie wiem jak go jeszcze w tym momencie określić. Zdecydowałam, że chce go zobaczyć jak najszybciej. Nic mnie nie obchodzi po prostu musze i już. Liam podobno zamknął go w pokoju hotelowym. To znaczy, że będzie trzeźwy i zdolny do normalnej rozmowy. Louis najpierw nie chciał zgodzić się na to, żebym jechała z nim do tego hotelu, ale ostatecznie nie miał dużo do gadania. Postanowione, teraz albo nigdy.
Po około 20 minutach jazdy w mega wypasionym samochodzie staliśmy już przed hotelem. Nie odczuwałam żadnych emocji. Nic kompletnie. Otaczało nas dość sporo fanek i za bardzo nie mieliśmy jak wyjść. To znaczy nie było ich aż tyle, że nie przecisnęlibyśmy się przez nie, ale Louis stwierdził, że nie chce prowokować reporterów i wywoływać kolejnych plotek. Ochroniarz wykonał jeden telefon i od razu ruszyliśmy dalej. Nie wiedziałam co się dzieje. Po chwili wjeżdżaliśmy na prywatny parking gdzie nie było nikogo. Spokojnie wysiedliśmy z pojazdu i ruszyliśmy do windy. 1 piętro... 2... 3... 4... 5... 6... 7... i tak się dłużyło, aż w końcu pokazało się to upragnione 23 piętro. Duży ten hotel. Nie miałam jeszcze okazji być w takim. Wyszliśmy z windy i po pokonaniu krótkiego korytarza staliśmy przed drzwiami gdzie podobno miał być zamknięty Harry. Przystanęłam na chwile. Serce zaczęło mi mocniej bić i czułam się jakbym zaraz miała zwymiotować. Denerwuję się. Czyżby to były zbyt wielkie emocje, żeby tabletki mogły je wyciszyć ? Mało ważne w tym momencie. Musze z nim porozmawiać.
- Jesteś pewna ? - zapytał mnie zanim zaczął otwierać drzwi. Ja tylko lekko pokiwałam głową.
Kilka mocnych wdechów i drzwi zostały otwarte. Louis wpuścił mnie pierwszą. Wchodzę i widzę totalny bałagan, wszystko porozrzucane. Jakaś butelka leży rozbita, wielka plama na ścianie, koło fotela telefon w kawałkach. Zakuło mnie w sercu na myśl o tym, że kiedyś mój telefon skończył podobnie i jakie były tego powody. Szukałam wzrokiem chłopaka z burzą loków, nigdzie go nie było. Weszłam głębiej i w kącie zobaczyłam czarną postać skuloną w kulkę. To był Harry. Ręce mocno zaplątane miał w swoich lokach, a twarz schowaną między kolanami. Wydawał się taki niewinny, przerażony. Nie ruszyło go to, ze ktoś wszedł do jego pokoju. Nie wiedziałam co robić, popatrzyłam się na stojącego zaraz obok Louisa. Rozłożył ręce i kiwną głową dodając mi tym odwagi na wypowiedzenie tych prostych słów:
- Cześć Harry - Zadrżałam gdy momentalnie się podniósł. Miał zaszklone, popuchnięte oczy, a zwłaszcza prawe, które było ozdobione jeszcze siwą oblamówką. Przypuszczalnie była to pamiątka po kłótni z Liamem. Nic się nie odezwał. Po prostu stał i się patrzył, raz na mnie raz na Louisa. Zakręciło mi się w głowie, zrobiłam krok w stronę drzwi, miałam się poddać, uciec. Kolejny krok. Ciągle utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy. Coraz szybciej stawiałam kroki, coraz szybciej się wycofywałam, ale powstrzymała mnie w ostatniej chwili.
- Poczekaj, stój - powiedział, zachrypniętym, skruszonym głosem. Wyciągnął do mnie rękę i chwiejnym krokiem ruszył w moją stronę. Widziałam jak jego oczy napełniają się łzami. Nie pozwolił im się wydostać, ale wiedziałam, że dłużej ich nie utrzyma. Podszedł do mnie i po prostu się przytulił. Poczułam delikatny zapach whisky, czyli i tak pił, ale jeszcze nie wiem do jakiego stopnia. Wzrokiem powędrowałam na Louisa, który posłał mi lekki uśmiech i wyszedł zamykając drzwi za sobą. Przymknęłam oczy i pozwoliłam moim rękom okrążyć jego pas. Czułam jak jego oddech przyśpiesza. Czułam dosłownie każde uderzenie jego serca, a nawet je słyszałam. Staliśmy tak bez celu mocno do siebie przylegając. Cisza pochłaniała nas w całości, aż w końcu przerwał ją cichy szloch Harrego, a ja poczułam, że coś mokrego kapnęło mi na ramię. Czyżby płakał ? Czyżby wrócił dawny Harry ? Wtuliłam się jeszcze mocniej w jego twardy a zarazem miękki tors. Coraz więcej kropel skapywało mi na rękę. Byłam tak nim pochłonięta, że nie zorientowałam się kiedy sama zaczęłam płakać.
- Przepraszam, tak bardzo przepraszam - wydukał w końcu do moich włosów.
- Już jest dobrze. Ja też przepraszam, źle cię oceniłam. W końcu to moja wina - nie do końca wiedziałam co mówić. Odchylił się ode mnie i popatrzyliśmy teraz sobie głęboko w oczy. Musiało to komicznie wyglądać. Oboje stoją na przeciwko siebie z popuchniętymi oczami.
- Nie prawda. Dobrze o tym wiesz. To ja zbyt ostro zareagowałem. Przecież miałaś prawo sobie tak pomyśleć. Wyglądało to tak jak wyglądało. Gdybym był tobą odebrałbym to gówno tak samo. Szkoda tylko, ze zauważyłem to dopiero teraz. Tęskniłem za tobą - przerwał ciszę i z powrotem mnie mocno przytulił. Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Znowu nastała cisza. Nagle zaczęło coś strasznie szumieć. Moja głowa od tego dźwięku po prostu pękała. Chwyciłam się za nią i oderwałam od chłopaka. Mocno zaciskałam oczy łudząc się, że to złagodzi ból.
- Harry co się dzieje ? - zapytałam spanikowana. Otworzyłam oczy i w jego oczach dostrzegłam przerażenie. Trzymał mnie mocno za ramiona. Widziałam jak porusza ustami, lecz nic nie rozumiałam. Wydawał się być niewzruszony szumami tylko moim zachowaniem. Czy on tego nie słyszy ? Głowa dalej mi pękała i boli coraz mocniej. Nagle wszystko dookoła mnie zaczęło wirować. Poczułam jak łapią mnie jego silne ręce. A potem, potem była już tylko ciemność...

 *Harry*
Staliśmy w ciszy, kiedy ona nagle chwyciła się za głowę i odsunęła ode mnie.
- Harry co się dzieje ? zapytała z paniką w głosie.
- Kornelia, wszystko w porządku ? Hej, hej odezwij się. Słyszysz mnie ? Kornelia ! - przemawiałem do niej, ale nie reagowała. Coraz mocniej ściskała się za głowę i jęczała z bólu. Co do cholery ? Zanim zdążyłem przetworzyć wszystko co się dzieje bezwładnie opadła mi w ramiona.
- Louis ! - zawołałem najgłośniej jak mogłem. Delikatnie opuściłem ją na ziemie i sam usiadłem obok niej trzymając jej głowę na kolanach. Co się stało ?
- Kornelia. Słyszysz mnie ? Kornelia !! Ocknij się ! Korny ! - krzyczałem nad nią ze łzami w oczach. Nie miałem pojęcia co robić. Pocierałem jej policzki i lekko nią potrząsałem, ale dalej nie reagowała. Jakby spała ? Nachyliłem się nad nią i sprawdziłem czy oddycha. Oddychała, ale strasznie ciężko i płytko. W momencie zrobiła się cała blada.
- Louis !! Kurwa, ktokolwiek ! Pomocy ! - krzyczałem czując już ból w gardle. Nie miałem nawet jak zadzwonić po karetkę.
- Co jest ? Czego się drzesz ? - wpadł w końcu ktoś do pokoju. Był to Liam.
- Coś ty jej zrobił ? - rzucił się w naszą stronę.
- Nie wiem. Nic. Rozmawialiśmy. Ona nagle chwyciła się za głowę i upadła. Liam pomórz ! - panikowałem coraz bardziej z każdą sekundą. Ten szybko chwycił za telefon i zadzwonił na pogotowie. Sprawdził jej puls, oddech po czym wstał i poszedł gdzieś. Po chwili wrócił z kawałkiem jakiejś mokrej tkaniny i przyłożył jej do czoła. Kazał mi delikatnie przemywać jej twarz, a sam stał w drzwiach i wyczekiwał na wezwaną pomoc. Cały się trząsłem. Łzy już nie płynęły mi z oczów. Nerwy zatamowały wszystko.
- Liam gdzie oni są ?! - wydarłem się na niego przerażony, że jeszcze nie ma tej pieprzonej karetki.
- Harry uspokój się. Zaraz przyjadą - uspakajał mnie, ale jakoś bezskutecznie.
- Ej, nie wiece co się stało ? Karetka podjechała pod szpital - usłyszałem głos Louisa.
- Są już ?! - wykrzyknął Payn i rzucił się biegiem, obstawiam, że właśnie po nich. Odetchnąłem trochę z ulgą, że w końcu przyjechali.
- Może ty mi powiesz co się ... - wszedł nie kończąc pytania. Podbiegł i szybko klęknął obok mnie.
- Co się stało ? Harry coś ty jej zrobił ? - Kolejna osoba, która posądza mnie o to, że coś jej zrobiłem. No co jest ? Aż tak zdążyłem sobie zepsuć opinię ? Ale to nie jest ważne w tej chwili.
- Kurwa nic ! Rozmawialiśmy... staliśmy po prostu i ona nagle - załamał mi się głos z przerażenia - nagle straciła przytomność - dokończyłem. Miał już coś mówić, ale do pokoju wbiegli pielęgniarze z noszami. Wszystko działo się tak szybko. Podnieśli ją ostrożnie z moich kolan i położyli na noszach. Patrzyłem jak wywożą ją z pomieszczenia. Liam i Louis szli tuż za nimi, a ja siedziałem sparaliżowany. Gdy zniknęli mi z zasięgu wzroku podniosłem się i pobiegłem za nimi. W ostatniej chwili wskoczyłem do windy, którą jechali.
- Proszę się uspokoić. Wszystko będzie dobrze panie Styles - mówił jeden z ratowników przykładając do jej twarzy maskę z tlenem. Trzymałem ją mocno za rękę i modliłem się żeby z tego wyszła, cokolwiek jej było. Lou trzymał mnie za ramię, stojąc zaraz obok, a Li był za nami i rozmawiał z drugim z facetów w bieli. Jak zwykle był spokojny, zawsze potrafił się hamować. Był najpoważniejszy i najrozsądniejszy z naszej piątki. Jazda tą cholerną windą dłużyła się w nieskończoność. Kiedy już dojechaliśmy na parter pośpieszyliśmy w stronę karetki. Przed hotelem zbiegło się dość sporo ludzi. Czy oni kurwa nie mają swoich spraw ? Nie ważne. Pielęgniarze szybko otwarli drzwi pojazdu, władowali ją do środka i jeden z nich oznajmił :
- Jeden z was może z nią jechać. - Rozglądnąłem się zdezorientowany. Procenty w moim organizmie już prawie wyparowały, ale dalej blokowały racjonalne myślenie. Na szczęście chłopaki wepchnęli mnie do karetki. Drzwi się zamknęły i ruszyliśmy w cholernie dłużącą się drogę do szpitala. Cały czas drżąc mocno trzymałem jej rękę. Do głowy napływały mi same czarne scenariusze. Z całych sił próbowałem odgonić je od siebie i zamiast myśleć nad tym co może być, myślałem nad tym co było powodem jej utraty przytomności. Kiedy już miałem wydrzeć się na kolesia spokojnie siedzącego obok mnie, o to czy daleko jeszcze, karetka stanęła. Drzwi się otworzyły i wszyscy wyskoczyli na zewnątrz i zabrali ją. Podążałem równo z nimi przez te szare, zimne korytarze. Serce waliło mi jak jeszcze nigdy. Tak strasznie się bałem. Dotarliśmy do jakichś wielkich, podwójnych drzwi. Wjechali wózkiem do środka, a gdy miałem wchodzić za nimi dwie pielęgniarki zamknęły mi drzwi przed nosem mówiąc krótko :
- Proszę tu poczekać. - Zrezygnowany błądziłem po korytarzu, chodząc w te i we w te. Nie pozostało mi nic innego tylko czekać...




_________________________________________________________
Czytasz ~ komentujesz :)
 / klikasz w ankiecie :)


piątek, 16 maja 2014

Rozdział 31 ''Chyba czas pogadać...''

- Hej, wejdź. Nie trzeba było, chcesz żebym zgrubła ?! - zapraszam go do domu i drocząc się biorę od niego pomadki.
- Czekolada w połączeniu z karmelem działa kojąco, a teraz może prawdziwe przywitanie ? - na miejscu wymyśla jakąś teorię i szeroko rozchyla ręce. Uśmiech nieschodzący z tej jego idealnej buźki powoduje, że moje kąciku ust też unoszą się do góry. Jakiej buźki ? Kornelia STOP ! Zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować tkwiłam już mocno w jego objęciach. Odwzajemniłam uścisk bez zastanowienia. Do moich nozdrzy dostał się piękny zapach. Jest to kolejny raz kiedy podobają mi się męskie perfumy. Pierwszym razem były to perfumy Harrego. Harry, jak ja bym chciała wiedzieć się z nim teraz. Staliśmy tak dość długą chwilę, za długą.
- Heeej, nie myślałem, że tak się za mną stęsknisz ! - zaśmiał się, lekko odrywając ode mnie. Zorientowałam się, że moje ręce delikatnie jeżdżą po jego plecach. Momentalnie oderwałam się od niego i cała czerwona niepewnie uśmiechając się wskazałam mu drogę do salonu. Co to właściwie było ? Czy ja wyobrażałam sobie, że ściskam Hazze ? No nie ważne. Spokój. Jak na dżentelmena przystało puścił mnie przodem i posłusznie podążał za mną w stronę tak jakby mojego pokoju. Otwieram drzwi i już mieliśmy wchodzić do środka kiedy ciocia zawołała wychodząc z kuchni:
- Kornelia ? Kto to byył... Jest ? - zatrzymała się momentalnie i dostrzec można było jak szczęka jej opada, a oczy o mało nie wypadają z orbit. Louis odwrócił się zdekoncentrowany, ponieważ nie rozumiał co mówi. Posłał jej mimo to szeroki uśmiech i szybkie dygnięcie (jakby ukłonienie się).
- Louis, ciociu. Ten o którym ci mówiłam - patrzyłam jak uginają się pod nią nogi, aż zachciało mi się śmiać. Zmieszana poprawiła rozczochrane włosy, kiedy Lou podszedł do niej i podając rękę przedstawił się. Śmieszna sytuacja moim zdaniem. Czyżby moją ciocie oczarował pan Pasiasty ?
- Anna - ledwo wydusiła z siebie. No po prostu nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Machnęłam ręką do gościa, aby podążył za mną. Przepraszam ciociu, ale on jest mój. Jeszcze raz posłał miły uśmiech w stronę ledwo oddychającej 'pani Anny' i udał się za mną do pokoju. Gdy zamknęłam drzwi za nami wybuchłam głośnym śmiechem.
- Widziałeś ? Hahahaha co to było ?! Chyba będziesz musiał uważać na nią. Co jak co ale nie chciałabym, żebyś był moim wujkiem. Wolę cię jako... - w tym momencie ugryzłam się w język. Co ja miałam zamiar powiedzieć ? Nie, wolę nie kończyć. Stał z dziwną miną, coś typu 'strzeliła gafę, zaraz z niej wyciągnę to co miała powiedzieć'. Poczułam jak na moje policzki wylewa się rumieniec. Spanikowałam, nie wiedziałam co mam zrobić, a ten stał i z zadziornym uśmieszkiem wpatrywał się we mnie.
- Wolisz mnie jakoo ? Kogo ? - zaczął dopytywać. Zaciągnęłam się powietrzem i rzuciłam coś spontanicznie:
- Przyjaciela. - Uf, chyba zadowoliła go ta odpowiedź, zmienił minę i z ciekawością zaczął rozglądać się po pokoju.
- Siadaj gdzie chcesz. Rozgość się, a ja idę po coś do przekąszenia - odwróciłam się i wyszłam z pokoju kierując się do kuchni. Na drodze stanęła mi pędząca ciocia z tacą na której były jakieś kanapeczki, miska z popcornem i winogronem.
- Co ty robisz ? - zapytałam, jednak bardzo dobrze znałam odpowiedź.
- Niosę wam coś do jedzenia ! - mówiła podekscytowana. Miałam wrażenie, że chciała mnie wyminąć i lecieć do Louisa. Pohamowała się  jednak i podała mi tackę. Chwyciła się za czoło i głęboko oddychała. Stałam przed nią z pytającą miną.
- Matko kochana. Dziecko gdzieś ty go znalazła i jak go tu ściągnęłaś ?! - zapytała z takim jakby udawanym przerażeniem w głosie. Nie odpowiadałam dalej. Nie wiedziałam co, ale czułam, że zaraz mogę zacząć się śmiać z jej aktualnego stanu zachwycenia.
- O matko, ciocia musi ochłonąć. Lepiej dla niego, żeby nie pokazywał mi się dziś już na oczy, chyba, że chce być od razu moim mężem - wydusiła z siebie dalej dysząc jak po maratonie.
- Oh niee ! Cioociu ! Proszę cię ! - zrobiłam kwaśną minę i kwiknęłam z dezaprobatą. Zaczęłyśmy się śmiać obydwie.
- Idź bo ci jeszcze ucieknie - klasnęła lekko w dłonie i wróciła się do kuchni, a ja z powrotem udałam się do pokoju, gdzie Lou leżał na moim łóżku.
- Nie za wygodnie ci ? - zapytałam kładąc jedzenie na stoliku i rozkładając szklanki przyniesione wcześniej. Rozłożył się tylko jeszcze bardziej i mruczał jak kot.
- Mmmm, byłoby wygodniej gdybyś... gdyby Elka była obok mnie - przejęzyczył się. Raczej nie miał na myśli faktycznie mnie. Jest strasznie zauroczony Eleanor. Kochają się, aż miło się robi na samą myśl o nich. Też chciałabym być z kimś szczęśliwa. Mimo że mam 17 lat ! Minęły mnie moje urodziny jak byłam w śpiączce ! Z resztą, żadna strata, nie przepadam i tak za tym świętem ? O ile w ogóle można to nazwać świętem.
- Będziesz tak stać ? - zapytał mnie podnosząc się do pozycji siedzącej i podpierając się na rękach, wyglądał tak... gorąco. Nie, Kornelia wyłącz się. Potrząsnęłam głową co na prawdę musiało wyglądać dziwnie.
- Nie po prostu myślałam czego się napijesz. Wolisz sok czy colę ? - zadałam zupełnie bezsensowne pytanie, ale co miałam mu powiedzieć ''nie nie, zaraz usiądę, po prostu myślałam nad tym jak bardzo idealnie wyglądasz siedząc tak na moim łóżku''.
- Sok, o ile nie jest to sok wieloowocowy - zaśmiał się. Zaczęły trząść mi się ręce. Czy ja się denerwuję ? O mój Boże zapomniałam lekarstw ! Zakryłam usta ręką i zapewne wyglądałam jakbym zobaczyła ducha.
- Korny co jest ? Wszystko w porządku ? - wstał i zatroskany ruszył w moją stronę.
- Tak tak, po prostu zapomniałam wziąć lekarstw. Nalej sobie, zaraz wracam - pokiwał głową, usiadł na kanapie odkręcając butelkę z sokiem pomarańczowym i nalał sobie do szklanki. Pobiegłam szybko do kuchni. Miałam nadzieję że nie będzie tam cioci i na szczęście nie było jej, nie chcę wykładu na temat mojej nieodpowiedzialności. Zażyłam szybko tabletki i z powrotem udałam się do pokoju. Zastałam tam Louisa oglądającego zdjęcia w moim aparacie.
- Heej, co ty robisz ? - rzuciłam się na niego. Nie wiem dla czego ale nie lubię jak ktoś ogląda moje zdjęcia. Nigdy do końca nie jestem pewna, czy nie ma tam jakichś żenujących.
- Robisz bardzo ładne zdjęcia. Na prawdę. Musisz to lubić - stwierdził nie oddając mi aparatu. Uśmiechnęłam się i przestałam walczyć, bo i tak nie udałoby mi się mu go odebrać. Usiadłam więc obok i oglądałam razem z nim opisując każde zdjęcie. Przez jakieś pół godziny zachwycaliśmy się zdjęciami które zrobiłam w samolocie i w drodze do nowego domu, czyli tutaj. Teoretycznie nie wiele miejsc widziałam, ale około 2 000 zdjęć się uzbierało. Gdy w końcu dobrnęliśmy do końca, moim zdaniem nudnych zdjęć świateł, ludzi itp. zaczęły się zdjęcia z Warszawy, a dokładniej z ostatniego spotkania z całą moją paczką jeszcze przed wyjazdem do Niemiec. Nie chciałam za bardzo, żeby oglądał te zdjęcia, ale nic nie mogłam poradzić, grzecznie siedziałam obok opisując mu każdą osobę i sytuację, od czasu do czasu czerwieniąc się przez zdjęcia na których miałam dziwaczne miny. Śmialiśmy się z nich jakoś kolejne pół godziny. Nalewałam sobie soku, kiedy zauważyłam, że mina Louisa nagle spoważniała. Usiadłam z powrotem obok niego i zauważyłam że wpatruje się w zdjęcie na którym siedzę Filipowi na kolanach i daję całusa w policzek. Nie pozowaliśmy w tedy, zdjęcie zrobione zupełnie z zaskoczenia. Po prostu, siedziałam mu na kolanach, byłam w siódmym niebie. Wygłupialiśmy się, ale potem powiedział mi, że pomyśli nad naszym wyjściem do kina jeśli dam mu buziaka, nie zgodziłam się na innego niż tylko w policzek. Byłam w tedy tak bardzo szczęśliwa. Tęsknię za nim, ale po ostatniej akcji jakoś nie wyobrażam sobie normalnej rozmowy z nim.
- To twój chłopak ? - zapytał zabójczo poważnym, ale lekko skruszonym tonem, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Nie, po prostu dobry przyjaciel. To znaczy już były przyjaciel - westchnęłam głęboko i sztucznie się zaśmiałam.
- Oh, przykro mi, a co się stało, że już nie jesteście przyjaciółmi ?- zapytał niepewnie. Widać było, że na prawdę jest mu przykro.
- Sama nie wiem. Ale to chyba Harry...- przerwałam, ale już nie zdążyłam dokończyć.
- Chyba czas pogadać co ? - zapytał. Nie chciałam jeszcze bardziej się przybijać, ale chcę w końcu wyjaśnić sprawę z Harrym.
- Tak, powiesz mi co się wydarzyło ? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Usiadłam po turecku, a on zwracając się w moją stronę podkurczył nogę i usiadł na niej.
- Okey, ale najpierw ty opowiesz mi co ci się stało i jak się czujesz ? - wiedziałam, że prędzej czy później zada to pytanie. Opowiedziałam mu pokrótce to co wcześniej wymyśliłam. Nie chce mówić mu prawdy, jakoś tak, nie mogę. Słuchał z przerażeniem. Widziałam mały strach w jego oczach. Po kilku zapewnieniach, że czuję się dobrze wróciliśmy do tematu, który był w tym momencie najważniejszy.
- Dużo by tu opowiadać, chociaż niezupełnie. Hm, od czego by tu zacząć...
 
*Harry*
Siedzę sam w tym jebanym pokoju. Sam, a nie, nie sam, butelka Jack'a Daniels'a dotrzymuje mi towarzystwa. Wszyscy gdzieś wybyli jak zwykle. W sumie to dobrze. Kręci mi się w głowie, do tego jeszcze ten siniak pod okiem. Lód wcale nie pomaga. Liam kurwa odpłacę ci się kiedyś. Wyszedł bym gdzieś, ale nie mogę ! Jestem dosłownie uwięziony. Frajerzy zamknęli mnie tu. Louis miał ze mną siedzieć, ale oczywiście Eleanor jest ważniejsza. Dzięki stary. Ile bym dał, żeby mieć kogoś takiego jak ona. Też bym tak za nią latał. Koleś ma szczęście. Elka, mógłbym ją mieć, mogłem jej nie podsuwać Louisowi. Co ja pierdolę ? Oni są stworzeni dla siebie, a gdyby mi miało z nią wyjść jeszcze przed X-Factorem bylibyśmy razem. Z nudów sięgnąłem po telefon. Wszystko było zamazane, przez alkohol który krążył po moim ciele. Włączyłem go i ledwo dostrzegłem małą istotę zwiniętą w kłębek. Nie zmieniłem jeszcze tapety. To była Kornelia. Zrobiłem jej to zdjęcie zanim jeszcze zabrałem się do udzielenia jakiejkolwiek pomocy. Tak wiem głupie uwieczniać swoją ofiarę, ale wyglądała tak niewinnie, musiałem. Uśmiech pojawił mi się na twarzy, ale szybko z niej zszedł, rzuciłem telefonem o ścianę. Co tak właściwie się z nią teraz dzieje ? Nie mam pojęcia. Jestem takim debilem, że nawet nie potrafię do niej zadzwonić. Żałuję słów które powiedziałem gdy rozmawiała z Louisem. Z tego co wiem słyszała je. Jak ona musiała się w tedy poczuć ?! Zacząłem się szarpać ze złością za włosy. Co ja narobiłem ! Tak właściwie to czemu to wszystko się tak potoczyło ? A tak, zaczęło się od tego jebanego zdjęcia z Kendall. Potem pomyślała, że jestem debilem, którym w sumie się stałem. Wyjechałem na nią o to i ? I co było dalej ? Odjebało mi. Wstałem z miejsca i rzuciłem butelką whisky o ścianę. Resztki cieczy rozlały się po kremowym dywanie i zostawiły po sobie plamy na białej ścianie. Klęknąłem trzymając się za głowę. Co ja ze sobą zrobiłem ? Czułem odrazę do ludzi ślepo wpatrzonych w siebie i wykorzystujących wszystkich na około, a tym czasem sam myślałem tylko o sobie, nie było dnia żebym nie pił, przespałem się kilka razy z dziewczyną, której imienia nawet nie znam, w telefonie mam ją zapisaną po prostu 'dziwka'. W pewnym stopniu odbiła mi też sława. Znanym ludziom jest dużo łatwiej stać się śmieciem trującym świat. Gdyby nie chłopaki skończył bym pewnie dużo gorzej, a może po prostu siedziałbym spokojnie w swoim pokoju w Holmes Chapel i już nigdy nie stanął w świetle reflektorów ? Nie wiem jak długo siedziałem skulony w kącie. Gdy ktoś wszedł do pomieszczenia nie miałem nawet siły się ruszyć. Byłem pewny, że to Louis albo któryś z chłopaków, ale gdy usłyszałem kobiecy głos zerwałem się na równe nogi.
- Cześć Harry - odezwała się...
 
 
_____________________________________________________
Czytasz ~ komentujesz :)  

czwartek, 8 maja 2014

Rozdział 30 ''... nie da się nie być szczęśliwym''

... garażu w którym stał nowy samochód. Srebrne BMW x1:
- Dzwoniłam do szefa rano, żeby wyjaśnić sprawę, okazało się, że to jest nasz samochód ! - tłumaczy mi rozradowana ciocia. Zawsze marzyła o BMW, ale nie było ją stać na tego typu luksus. Teraz nawet jeszcze dobrze nie zaczęła pracy, a już może wozić się wymarzonym autem. Patrzyła się na to białe cudeńko, jakby nie dowierzała, usta miała zakryte dłonią. Dostrzegłam kluczyki powieszone tuż koło wejścia, sięgnęłam  po nie i pomachałam nimi przed oczami cioci:
- Kluczyki, na co czekasz ? Wsiadamy ?! - krzyknęłam i obie pędem wskoczyłyśmy do środka na czarne, skórzane fotele. Cała tapicerka była czarna, gdzie nie gdzie wzbogacona srebrnymi dodatkami. Ogarnęłyśmy każdy kąt. Ciocia zapaliła silnik, nie jechałyśmy nigdzie, bo przecież nawet garaż był zamknięty, siedziałyśmy po prostu i patrzyłyśmy na przednią szybę. Około 20 minut zachwycałyśmy się jak to będziemy teraz wszędzie jeździć. Ja tylko nie mogę doczekać się swojego prawa jazdy. Jeszcze tylko w sumie niecałe półtora roku.
- Eh, dość tego. Chodź, musimy jeszcze trochę posprzątać na górze, bo jednak jeszcze trochę wszystko jest zakurzone, a i zanim zaczniemy musisz zjeść coś i zażyć lekarstwa. Pamiętaj o nich, proszę cię - spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem. Pokiwałam głową i posłałam jej uspokajający uśmiech. Wysiadłyśmy i udałyśmy się do kuchni. Ciocia robiła kanapki, a ja w tym czasie zaparzyłam herbatę i przygotowałam sobie porcję dość sporych kapsułek. Po 15 minutach byłyśmy gotowe do sprzątania. Najpierw ''mój'' pokój, potem cioci i tam już zostałyśmy leżąc na miękkim dywanie i rozmawiając. Po około 20 minutach zapikał mi telefon w kieszeni. Gdy popatrzyłam na wyświetlacz oniemiałam, całkowicie zapomniałam o tym, o moim udziale w życiu chłopaków z One Direction, aż do teraz, wszystko wróciło, ale nie tak boleśnie, polubiłam te proszki, nie wyobrażam sobie co będzie jak przestanę je brać. Był to sms od Louisa: 'Hey, za chwilę zadzwonię, tak Cię tylko uprzedzam, lepiej żebyś odebrała x'.
- Kto to ? - zaciekawiła się ciocia.
- Louis, za chwile zadzwoni - odpowiedziałam jej posłusznie. Jej mina mówiła sama za siebie. Wiem, że gdyby nie to, że powiedziałam jej kiedyś, że to mój wybór co robię i żeby się nie wtrącała, zaraz posypała by się wiązanka, żebym nie mieszała się w to tylko dała spokój.
- Pójdę przyszykować cos na obiad - wstała i kierowała się ku drzwiom, ale zanim wyszła rzuciła jeszcze z słabym uśmiechem:
- Tylko, żebym tym razem nie musiała cię dźwigać pokrwawionej z podłogi. - Przeszyły mnie ciarki na samą myśl o tym. Wyobrażam sobie jej przerażenie w momencie gdy znalazła mnie w takim stanie.
- Spokojnie, rozmawiałam z nim już w samolocie i dalej żyję ! - zażartowałam, ale jakoś nie było do śmiechu.
- Aa i ciociu, dziękuję za telefon. Zorientowałam się dopiero w tedy jak zadzwonił do mnie Lou - krzyknęłam szybko za nią. Odpowiedziała szerokim uśmiechem i krótkim 'musimy się jakoś kontaktować jak będę w pracy'. Zniknęła za ścianą i słyszałam jak schodzi po schodach. Położyłam się z powrotem na dywanie. Długo nie musiałam czekać na sygnał dzwoniącego telefonu:
- No hey Korny - odezwał się pełen szczęścia głos.
- Hey panie Tomlinson - odpowiedziałam żartobliwie.
- Co tam ? Jak się czujesz ? Mam dobre wieści, znaczy nie do końca, bo w sumie... no ale na pewno się ucieszysz - mówił jakby ktoś strzelał z karabinu.
- Nie wiem czy zdążę poinformować cię o moim stanie fizycznym, zanim powiesz mi jakie to wieści, ale spróbuję. Więc czuję się dobrze, zażywam lekarstwa, więc raczej nie powinnam czuć się źle. Chcąc nie chcąc też mam całkiem fajne wieści i - już nie zdążyłam dokończyć, ale to i tak dużo udało mi się powiedzieć.
- Cieszę się, że czujesz się dobrze. Z resztą za jakiś czas i tak się sam przekonam, słuchaj, będziemy mieć przerwę w koncertach, Zayn jedzie do Perrie, Liam i Niall coś z kumplami kombinują, Styles jak zwykle, kombinowałby cośś... no mniejsza o to co, więc pomyślałem, że zabiorę go na mały braterski wypad. To znaaaczy - przedłużał jak tylko mógł. Skoro gdzieś jadą razem to znaczy, że między nimi jest wszystko ok.
- Widzimy się u ciebie w Polsce ! - krzyknął w końcu pośpiesznie. Co słucham ? Oni mają zamiar do mnie przylecieć ? To jest niemożliwe bo... Zapomniałam, nie powiedziałam mu, że mieszkam teraz w Londynie.
- Na prawdę, przylecielibyście do mnie ? Harry się zgodził ? - pytałam, dalej nie informując go o niczym.
- Tak, właśnie mówię, że przylecimy. Em... wiesz to jest taka bardziej niespodzianka dla niego - oznajmił. Czyli że Harry o niczym nie wie. Cóż czas powiedzieć, że nie mają senesu lecieć do Polski.
- Louis, ale nie możecie przylecieć do Polski - mówię.
- Co dla czego ? Menadżer się zgodził, wszystko załatwione - zaczął panikować.
- Louis, ale... - nie dał mi dokończyć tylko zaczął głosić, że nic go nie obchodzi i tak przyleci itp.
- Louis ja jestem w Londynie ! - przekrzyczałam go.
- Coo ? Gdzie jesteś ? - przycichł momentalnie.
- W Londynie, od trzech dni. Przepraszam nie zdążyłam ci powiedzieć. Jak rozmawialiśmy ostatnim razem właśnie byłam w samolocie. Chciałam ci powiedzieć, ale ty się tak szybko rozłączyłeś. Właśnie co się w tedy wydarzyło. Słyszałam niemiłą wymianę zdań między Liamem a Harrym  - teraz to ja głosiłam monolog, a on posłusznie słuchał.
- Jesteś w Londynie ?! Gdzie ? Wyślij mi adres, jutro wracamy ! Jee, zobaczymy się szybciej niż przypuszczałem ! - nagle się rozchmurzył. Raczej nie dostanę odpowiedzi na ostatnie pytanie. Jest mistrzem w unikaniu niekomfortowych dla niego sytuacji. Nie odzywałam się, dałam mu wyraźnie znać, że nie odpuszczę.
- Korny, pogadamy o tym, wszystko ci opowiem, obiecuję. To wyślesz mi ten adres ? - załapał o co chodzi.
- Jasne, ale najpierw musze się sama dowiedzieć jaki jest. Trzymam cię za słowo, chcę w końcu wiedzieć co się dzieje między wami, co się dzieje z Harrym - przeszliśmy na całkiem poważne tony.
- O Stylesa się nie martw, jeszcze żyje. To czekam. Wylatujemy o 4:30 rano, przypuszczam, że  będzie jakoś po południu jak przylecimy, więc spodziewaj się mnie wieczorem. Będę kończył. Trzymaj się i nie martw się nie powiem na razie nic Harremu - jakby czytał mi w myślach.
- Dzięki, pozdrów resztę. Zaraz wyślę adres. Do zobaczenia, pa - rozłączył się pierwszy. Włożyłam telefon z powrotem do kieszeni i udałam się na dół do kuchni, gdzie roznosił się zapach zapiekanki, która rumieniła się już w piekarniku. Dosiadłam się ku cioci do stołu. Czytała jakąś książkę, przypuszczam, że wzięła ją z 'naszej' biblioteczki domowej.
- Hej, miałabyś coś przeciwko temu, żeby Louis przyjechał tu jutro ? - zmierzyła mnie swoim zabójczym wzrokiem. Patrzyłam na nią wzrokiem a'la zbity szczeniaczek.
- Jutro mam pierwszy dzień w pracy. Nie będzie mnie w domu od 8:00 do 17:00. Może to i dobrze, że nie będziesz sama, ale nie możesz się denerwować, pamiętasz ? - jej twarz złagodniała. Przecież dam sobie radę.
- Wiem, że mam się nie denerwować ani nic z tych rzeczy. To nie Harry. Z Louisem nie da się nie być szczęśliwym - lekki uśmiech zawitał na mojej twarzy przy wypowiedzeniu ostatniego zdanie. Co ja właśnie powiedziałam ? Jest się szczęśliwym przy Louisie ?! Niee, przecież nie o to mi chodziło, prawda ? Po prostu jest tak pozytywnym człowiekiem... Jak do tej pory tylko z nim najwięcej rozmawiam, ba, tylko z nim rozmawiam. Tylko on do mnie dzwoni. Dobra nie ważne. W ciszy zjadłyśmy gotową już zapiekankę. Jak zwykle była pyszna. Ciocia robi chyba najlepsze domowe zapiekanki. Posprzątałyśmy po sobie w kuchni, zrobiłyśmy sobie deser z owoców, do szklanek nalałyśmy kompot i poszłyśmy przed telewizor. Wysłałam jeszcze adres Tommowi. Film po filmie, aż trzeba było wypić kolejne lekarstwa, zjeść kolację, umyć się i iść spać. Zasnęłam jak zwykle już po prostu zamykając oczy.
 
Powoli otwieram oczy. Ha, w końcu sama się obudziłam. Przeciągnęłam się i powolnie wstaje z łózka z zamiarem obudzenia cioci. Jednak moją uwagę przykuł zegarek na szafce. Godzina 9:06. To chyba jednak jej nie obudzę. W pidżamie udałam się do kuchni. Na stole był talerz z kanapkami, a obok nich leżała karka. Była to instrukcja na dzień od cioci: 'Masz tu kanapki. Zrób sobie herbatę i zjedz. Nie zapomnij o lekarstwach !! Włącz sobie coś. Oglądnij spokojnie. Polecam też iście do naszej biblioteki. Jest tam dużo ciekawych książek. W lodówce masz jeszcze trochę wczorajszej zapiekanki. Odgrzej sobie na obiad. Gdybyś tylko się źle poczuła od razu dzwoń. Uważaj na siebie. Będę koło 16/17. A i mam nadzieję, że wiesz co robisz zapraszając Luisa. Nie daruję sobie gdy coś ci się stanie. Nie kłóćcie się ani nie śmiejcie za bardzo skoro mówisz, że z niego taki śmieszek. Jeszcze raz nie zapomnij o tabletkach !! ciocia'. Tak, bo ja jestem małym dzieckiem, ale miło, że się tak troszczy. Mama raczej nigdy nie wysiliłaby się na taki list. Zjadłam kanapki, wypiłam tabletki i poszłam przed telewizor. kompletnie nic nie leciało więc włączyłam sobie mojego ukochanego 'Hobbita'. Po drugiej części trochę zgłodniałam, więc poszłam sobie odgrzać zapiekankę. Zjadłam ją i postanowiłam tym razem, jak ciocia radziła, iść do biblioteczki poszukać jakiejś ciekawej książki. Tak bardzo pochłonęłam się w szukaniu i czytaniu krótkich opisów, że nie zorientowałam się kiedy ciocia wróciła do domu.
- Kornelia, wróciłam gdzie jesteś ? - woła po całym domu.
- W biblioteczce ! - odkrzykuję. Wychodzę z pomieszczenia i idę do przedpokoju gdzie ciocia mocuje się ze swoimi butami.
- Tego gwiazdora już nie ma ? - zapytała dość wścibsko jak dla mnie.
- JESZCZE go nie ma. I proszę tylko nie gwiazdora - podkreśliłam dość wyraźnie moje oburzenie na co się tylko zaśmiała. Weszłyśmy razem do kuchni. Miałyśmy siadać przy stole, kiedy rozległo się głośne pukanie do drzwi. Nigdy nie przyzwyczaję się do tego, że zamiast dzwonka mamy kołatkę. Ciocia usiadła zmęczona i kazała mi iść otworzyć. Otwieram drzwi i widzę zakapturzonego kolesia w ciemnych okularach. Wzdrygam się lekko, ale gdy tajemniczy, zamaskowany przybysz wyciąga do mnie rękę z dwoma opakowaniami angielskiego Toffifee i kuka spod okularów od razu się uspokajam. To Louis. Odwraca się w stronę czarnego pojazdu przed wjazdem i kiwa głową dając znać, że może odjechać.
 
 
 
 
 
__________________________________________________ 
Czytasz ~ komentujesz :)  

niedziela, 4 maja 2014

Rozdział 29 ''Będzie to moje ulubione miejsce''

Jechałyśmy już taksówką jakieś dobre pół godziny i ciągle nie wyglądało na koniec podróży. Rozglądałam się dokoła, powoli zaczynało się już ciemnić. Ulice, domy, sklepy, wszystko było takie samo, ale jednak całkiem inne, przynajmniej dla mnie. Dużo ludzi spacerowało chodnikami. Niektórzy po prostu spokojnie podążali wolnym tempem, sami, we dwójkę, w grupie, drudzy znowu pędzili na połamanie nóg jakby goniąc czas. Uśmiech pojawiał się na moich ustach gdy mijaliśmy wielkie czerwone autobusy, które zawsze mnie ekscytowały, aż wreszcie mogłam widzieć je na własne oczy. Już nie mogę się doczekać, kiedy się którymś przejadę. Mija kolejne pół godziny, kierowca poinformował nas, że już niedaleko. Spałam w samolocie, ale dalej czułam się śpiąca. Głowa samowolnie opadła mi na oparcie. Poczułam nagle, że się zatrzymaliśmy. Otwarłam oczy z nadzieją, że już dojechaliśmy, na prawdę chciałam się już położyć w wygodnym łóżku. Niestety nie byliśmy na miejscu, ale to co zobaczyłam wstrząsnęło mną. Most, wielka rzeka, wielki zegar, pałac ! O mój Boże czy ja śnię ? Tamiza, Big Ben ! Skoczyłam na szybę skanując każdy najmniejszy szczegół obrazu za oknem. Ja na prawdę tu jestem. Zachodzące słońce i wszystkie oświetlenia dookoła pięknie wszystko prezentowały. Podobno pogoda nie jest tu za ciekawa, ale dzisiaj chyba wiedziała i miło mnie przywitała. Powoli zaczęliśmy się przesuwać. Jna remont drogi i tak szybko się przemieszczaliśmy, u nas nie potrzeba żadnych remontów do stania w ogromnych korkach.
- Podoba ci się ? - po długiej ciszy odezwała się ciocia.
- Strasznie, pięknie tu jest. Co prawda trochę inaczej niż na zdjęciach, jest jakby większy ruch, więcej wszystkiego. Ja nie mogę ! Dalej nie wierzę, że tu jestem ! Tak się cieszę ! - zaczęłam podskakiwać na siedzeniu jak moja koleżanka z samolotu. Już mi się od niej udziela.
- Cieszę się, że ci się podoba. Kornelia zażyłaś lekarstwa ? - zapytała zatroskanym głosem. Stuknęłam się lekko w czoło.
- Zapomniałam, ale już biorę - zapewniłam ją i sięgnęłam do torebki po butelkę z wodą i proszki. Skrzywiłam się na sam ich widok. Jednak tak przyciągnął mnie obraz za szybą, że jak najszybciej połknęłam trzy kapsułki. Rzuciłam z powrotem do torby i wyciągnęłam aparat łudząc się, że zrobię chociaż trochę podobne zdjęcia do tych z internetu. Pstrykałam co kawałek. Tak bardzo się w tym zatraciłam, że nie skapnęłam się kiedy byliśmy przed małym domkiem, otynkowanym na jasny brąz z czarną dachówką. Ciocia wysiadła pierwsza i podążyła za kierowcą do bagażnika bo bagaże. Nie mogłam zdecydować czy wysiąść czy nie. Nie wiem dla czego bałam się postawić pierwszego kroku koło mojego nowego domu. Ciocia pukaniem w szybę wywabiła mnie jednak na zewnątrz. Kierowca pomógł mamie zanieść bagaże pod drzwi, dowiedziałam się też, że reszta ma dotrzeć jutro nad ranem. Nie wiem co ma kierowca taksówki do naszych bagażów, ale w tym momencie jakoś zbytnio mnie to nie interesowało. Wzięłam jeszcze swoją torbę z siedzenia i udałam się przez małą furtkę do ogródka, otoczonego niskim żywopłotem. Zachwiałam się na nogach kiedy stanęłam przed drzwiami. Sparaliżowało mnie, przyglądałam się dość dużym, ciemno brązowym drzwiom z czarną kołatką w kształcie lwa. Poczułam się jakbym miała zaraz zapukać to jakiegoś zamku w odwiedzinach rodziny królewskiej. Ciocia rozmawiała jeszcze z taksówkarzem, klucze były włożone do zamka, ale nie miałam odwagi ich przekręcić. To nie mój dom, odwróciłam się na pięcie z zamiarem ucieczki, tak bardzo zapragnęłam mojego prawdziwego domu w Warszawie. Drogę zagrodziła mi uśmiechająca się ciocia. Co ja robię ? Przecież nawet nie miałabym gdzie uciekać.
- Hej mała, coś jest nie tak ? Nie podoba ci się dom ? - wyczuła mój niepokój. Odwróciłam się z powrotem w stronę domku przełykając głośno ślinę. Ciocia chwyciła mnie za ramię i delikatnie poprowadziła do wejścia. Przekręciła klucze i nacisnęła klamkę. Gdy drzwi ustąpiły moje płuca napełnił zapach drewna pomieszany z cynamonem. W środku panował półmrok. Mój wzrok błądził po małym korytarzyku na końcu którego zaczynała się tajemnicza przestrzeń. Ostrożnie przekroczyłam próg wchodząc głębiej, w ręce dalej mocno zaciskałam ucho torby bojąc się, że zaraz ktoś mi ją może wyrwać. Zapach był coraz bardziej intensywny. Przeszłam przez korytarzyk, ciocia szła tuż za mną targając walizki. Odszukałam włącznika światła. Gdy pomieszczenie się rozświetliło moim oczom ukazał się pokój gościnny:
Przyglądałam się wszystkiemu dokładnie. Wyglądało tak jakby ktoś tu cały czas mieszkał, wszystko było urządzone, na swoim miejscu.
- Choć pokażę ci twój pokój, położysz się, a jutro wszystko dokładnie obejrzymy - stwierdziła ciocia tuląc mnie do siebie i prowadząc do jakichś drzwi. Otworzyła je i moje oczu kolejny raz szeroko się otworzyły:
- Na razie rozłóż się tutaj. Ten pokój był syna państwa, które wyprowadziło się stąd w trybie natychmiastowym. Mąż awansował i musieli przenieść się do innej części Anglii. Zostawili wszystko w nienaruszonym stanie jak widać. Na górze jest podobno pokój ich córki. Zobaczymy jutro. Rozglądnij się, a ja przyniosę ci jakieś koce - powiedziała i wyszła z pokoju. Zrobiłam kilka kroków przed siebie. Pokój całkiem mi się podobał. Klimatyczne kolory, duże łóżko, niebanalne lampy, ciekawe ściany. Chyba jednak zarezerwuję sobie ten pokój. Podeszłam do łóżka i usiadłam na nim. Miękkie, wygodne. Runęłam bezwładnie na plecy. Tak, wielkie, idealne łóżko. Zostaję tutaj.
- Masz tutaj koce. Na razie nie bardzo mamy się jak umyć więc musimy przecierpieć takie. - cicho się zaśmiała i podała mi puszyste materiały.
- Ciociu, śpij ze mną - zapytałam, jak małe dziecko mamę. Uśmiechnęłam się do niej błagalnie. Odpowiedziała tym samym szerokim uśmiechem i usiadła obok mnie.
- Okej, ale najpierw jeszcze coś zjemy - szturchnęła mnie w brzuch i udała się, jak zgaduję do kuchni. Po kilku minutach leżenia i wpatrywania się w sufit do pokoju wróciła z tacą kanapek i szklankami z herbatą. Postawiła je na stoliku obok kanapy. Wróciła się by zgasić światło na korytarzu i usiadła na fioletowym wypoczynku machając do mnie ręką żebym podeszła. Posłusznie zeskoczyłam z łóżka i klapnęłam obok niej porywając z talerza kanapkę. Jadłyśmy rozmawiając i od czasu do czasu podśmiewując się. Zażyłam ostatnie na dziś lekarstwa i złamało mnie spanie już totalnie. Ułożyłyśmy się na wygodnym posłaniu i nawet nie wiem kiedy zasnęłyśmy.

- Kornelia, budzimy się ! - wybudziła mnie ze snu lekko mną potrząsając. Dla czego zawsze wszyscy mnie budzą ? Nie mogę chociaż raz obudzić się pierwsza ? Leniwie otworzyłam oczy, spało mi się idealnie. Pierwszy tutaj miły sen z udziałem Sophie. Wreszcie się wyspałam, co jest dziwne bo na ogół nie mogę spać w nowych miejscach. Ciocia wisiała nade mną już całkowicie gotowa do funkcjonowania. Przeciągnęłam się kilka razy i zgramoliłam z łóżka. Czułam się świetnie wręcz, moc pozytywnej energii, jak nigdy. W świetle dziennym pokój był jeszcze pokaźniejszy. Jeszcze raz dokładnie przyjrzałam się wszystkiemu dookoła. Chłopak ma pasję i musi być strasznie kreatywny. Wzięłam jakieś świeże ubrania z walizki i przebrałam się. Idealnie zdążyłam przed tym jak cioci zawołała mnie na śniadanie. Wyszłam z pokoju nie do końca wiedząc gdzie iść. Prowadził mnie zapach tostów. Przeszłam przez salon dokładnie go skanując. Ciocia wychyliła się zza ściany machając do mnie ścierką, dając znać, żebym szła za nią. Pośpiesznie ruszyłam w tym kierunku nie mogąc doczekać się widoku kuchni. Kilka kroków i stałam u progu dość sporej kuchni:
 
Zajęłam miejsce przy blacie i uważnie przyglądając się wszystkiemu czekałam, aż ciocia dołączy się do mnie z tostami. Pośpiesznie zjadłyśmy, posprzątałyśmy po sobie i udałyśmy się zwiedzić resztę domu. Najpierw dół. Na prawo od kuchni znajdowały się drzwi za którymi ukryta była mała biblioteczka domowa, chyba lubili czytać:
Wróciłyśmy się przez salon do małego korytarza przy drzwiach wejściowych. Po lewej stronie było dwoje drzwi. Pierwsze były zamknięte, na co ciocia stwierdziła, że są to drzwi od garażu. Za drugimi była mała, gustowna łazienka:
Ciocia pociągnęła mnie za sobą i śpiewając jakąś piosenkę wbiegłyśmy pod prysznic udając wielkie gwiazdy wygłupiające się do jakiegoś teledysku. Pędem wybiegłyśmy z tamtą i dalej wrzeszcząc wbiegłyśmy na górę po drewnianych schodach. Podskakując ruszyłyśmy do drzwi naprzeciwko. Były to drzwi do kolejnej łazienki tym razem nieco większej:
Wydotykałyśmy wszystko i pośpiesznie udałyśmy się zbadać kolejne drzwi tuż obok. Przytulna sypialnia, czyli aktualny pokój cioci:

Jak dzieci wskoczyłyśmy na wielkie łóżko, śmiejąc się i rzucając poduszkami. Trochę zmęczone już spokojnie podeszłyśmy do ostatnich drzwi. Pokój tej dziewczyny o którym wczoraj wspominała mi ciocia. Weszłam głębiej, gdy ktoś zapukał do drzwi wejściowych na dole. Ciocia nie była zdziwiona za to ja bardzo, bo przecież kto by miał nas teraz odwiedzać, chyba, że ludzie tutaj są dużo milsi i przyszli się przywitać z nowymi sąsiadami. Poszła otworzyć, a ja zostałam zbadać teren. Pokój podzielony był na dwie części. W jednej była szafa, biurko i sofa:
W drugiej było łóżko, na piętrze, w przytulnym kącie. Pomieszczonko to było zupełnym kontrastem do pierwszej części. Nogi się pode mną zatrząsły, zawsze chciałam mieć taki swój cichy kącik:
Wdrapałam się po małych schodkach na górę i ległam na miękkim materacu. Miły zapach napełniał moje płuca. Nie umiem go nawet określić, kwiaty, cukierki, coś koło tego. Nie jest tu tak źle. Teraz tylko znaleźć sobie jakieś towarzystwo, zaaklimatyzować się i będzie okej mam nadzieję.
- Kornelia, choć po bagaże i wypić tabletki - woła ciocia z dołu. Niechętnie zwlokłam się z posłania. Już wiem, że będę tutaj często przychodzić, porozmyślać, odpocząć i będzie to moje ulubione miejsce.

Resztę dnia spędziłyśmy na rozpakowywaniu i ewentualnym dostrajaniu mieszkania. Łazienki były już czynne więc odświeżyłyśmy się. Ja pod prysznicem, a ciocia w wannie na górze. Lubię jak ciepła woda spływa po moim ciele. Odpręża mnie to strasznie, dla tego wolę prysznic. Wieczór przesiedziałyśmy przed telewizorem z miską sałatki na kolanach. Po porcji leków poszłam się położyć, ciocia jeszcze oglądała jakiś serial. Kolejny raz nie potrzebowałam dużo, żeby zasnąć. To przez te proszki, chyba zaczynam je tolerować. Nie pozwalają mi rozmyślać, dzięki temu unikam niepotrzebnych nerwów związanych z głupimi problemami.

- Kornelia, Kornelia wstawaj, musisz to zobaczyć ! - kolejny raz jestem budzona, ale ciekawość bierze władzę nad moim ciałem i pośpiesznie zwlekam się z łóżka podążając za ciocią do...




_____________________________________________________________________
Dziękuję za tyle wejść, ale nie wiem czy jest za co. Wejść dużo, a komentarzy malutko.
Więc kolejny raz proszę, jesteś tutaj, czytasz napisz coś, skomentuj :)
Komentarz pod tym rozdziałem = kolejny rozdział :)




 



niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział 28 ''Witaj Londynie''

Odprawę mamy już za sobą. Stoimy przed wielkim samolotem, czekając na schody ? Tak schody, jakoś w końcu musimy dostać się do środka. W ogóle nie odczuwam stresu. Dziwne uczucie nie czuć nic. Ani smutku, ani radości. Chce już funkcjonować normalnie, chcę coś czuć. Co prawda minął dopiero tydzień od mojego wybudzenia się. Teraz tak bardzo zmieni się moje życie. Choroba, o ile można tak nazwać mój aktualny stan, tabletki, inny klimat, inne środowisko, inni ludzie, inne wszystko. Nowe życie, śmiało można stwierdzić. Poza ciocią nie mam nikogo w tym momencie. Louis, Harry, chłopaki, jakby nie patrzeć są częścią mojego nowego życia, ciekawe na jak długo jeszcze, mam jednak nadzieję, że nie odejdą wraz ze starym życiem, że nie stracę Harrego.
- Heej, Kornelia idziemy - szturcha mnie ciocia jednocześnie przerywając moje tak bardzo głębokie przemyślenia. Łapię za walizkę, jednak nic nie chwytam. Patrzę się na pustą rękę. Gdzie są moje walizki ?
- No chodźże - ponagla i ciągnie mnie za rękę. Podążam za nią i rozglądam się szukając walizek. Zauważam mężczyznę, który na wózku wiezie moje zguby. Już myślałam, że na dobry początek zostałam okradziona. Oddycham z ulgą i po schodkach ostrożnie wchodzę na pokład, jak to mówią.
- Łoł, sporo ludzi - mówi ciocia gdy już jesteśmy w samolocie. No tak, to prawda. Prawie wszystkie miejsca wyzajmowane. Przeciskamy się przez środek i szukamy wolnych foteli. Nie udało nam się usiąść razem. Zanim rozstałyśmy się ciocia dała mi masę wskazówek co mam zrobić, gdy źle się poczuję. Znalazłam wolne miejsce obok jakiejś dziewczyny. Wydaje się być miła, niebieskie oczy, czarne włosy do ramion, delikatna cera, lekko podkreślone czarną kredką oczy, szeroki uśmiech uformowany z ust, ale podobno nie ocenia się książki po okładce. Puściła mnie ku oknie. Idealnie, będę mogła spokojnie posłuchać muzyki i dosłownie, pobujać w obłokach. Do tej pory leciałam tylko dwa razy, pamiętam, że za każdym razem siłą musieli mnie wciągać do samolotu, a teraz nawet się nie zorientowałam kiedy wystartowaliśmy. Włożyłam słuchawki do uszów, włączyłam jak najgłośniej muzykę i wygodnie rozłożyłam się na siedzeniu, które nawet nie było takie straszne jak kiedyś. Chwilę patrzyłam w białe, puchate chmurki. Cudowny widok, niecodzienny, magiczny. Muszę częściej latać. Ciekawe jak tam ciocia. Podniosłam się na rękach i szukam jej dookoła. Zauważyłam ją ze swoją śmieszną opaską na oczach trzy rzędy za mną. Opadłam z powrotem na siedzenie. Zerknęłam na moją sąsiadkę, ona też miała to coś na oczach. Śpi. Może ja też się prześpię ? Nie musiałam długo czekać na sen. Po prostu zamknęłam oczy.
- Przepraszam, ale upadł ci telefon i chyba też ktoś dzwonił - budzi mnie angielski akcent. Powoli otwieram oczy i nie do końca rozumiem o co chodzi.
- Słucham ? - pytam zaspanym głosem. Dziewczyna z wielkim uśmiechem podaje mi telefon i mówi jeszcze raz:
- Telefon ci upadł i ktoś dzwonił. Przepraszam, że spojrzałam, podpisane było Louis - a no tak słuchawek też nie miałam w uszach, musiałam się wiercić i wypadły. Odebrałam od niej telefon i szybko sprawdziłam go. Louis dzwonił 4 razy ! Moment, Louis dzwonił ? Jak to, przecież ja nie mam... Mam telefon ! Nowy ! Jak mogłam się nie zorientować ?! Faktycznie, musiałam się dość konkretnie uderzyć w głowę, skoro nawet tego nie zauważyła. Bardzo źle ze mną. Ale już trudno, podziękuję cioci potem. Teraz muszę oddzwonić. Wybrałam numer i dzwonię. Trzy sygnały i usłyszałam wystraszony głos chłopaka:
- Korny ! Co się stało ? Dla czego się nie odzywałaś ? Już myślałem, że coś sobie zrobiłaś, po tym ... no wiesz. Odchodziliśmy tu od zmysłów ! - nawijał i nie zapowiadało się na koniec jego lamentowania.
- Heej, ciii ! spokojnie, żyję, jestem cała, nic mi PRAWIE nie jest. Oddychaj Loui - postanowiłam mu przerwać.
- Prawie jak to prawie ? Co ci jest ? - nie uległ z pytaniami.
- Miałam wypadek, dużo opowiadać, ale już jest okey naprawdę - próbowałam go jakoś uspokoić i zbytnio nie przerazić.
- Jaki wypadek ? Co się stało ?! Korny, kurwa nie odzywałaś się ponad miesiąc ! W dodatku po ostatniej rozmowie, słyszałem tylko jakieś krzyki, co się w tedy działo ? - dalej zadawał masę pytań podenerwowanym głosem. Nie chcę mu mówić co się dokładnie działo, bo prawdopodobnie obwiniał by się za to. Muszę coś wymyśleć.
- Tylko proszę nie panikuj ! Poszłam do łazienki, po tym co Harry powiedział pamiętasz jeszcze ? Chciałam wziąć zimny prysznic na orzeźwienie. Poślizgnęłam się na płytkach i uderzyłam głową w szafkę. Byłam w szpitalu przez ten czas, nie miałam telefonu. Przepraszam, mogłam jakoś dać znać, ale chciałam odpocząć też. - opowiedziałam zmyśloną historię. Zupełnie bez żadnych emocji.
- Byłaś w szpitalu tyle czasu ?! A my nic nie wiedzieliśmy. Mogliśmy cię jakoś wesprzeć czy coś. To przeze mnie. Po co ja dawałem Harremu telefon ?! Przepraszam Korny przepraszam ! Jak się teraz czujesz ? - zaczął panikować. Dla czego on musi być tak cholernie dobry ? Dla czego się obwinia ?
- Niee, przestań to nie twoja wina, ani niczyja. To znaczy moja, bo nie patrzyłam pod nogi. Proszę cię nie obwiniaj się ! Ze mną już okey, naprawdę. Nic się nie stało. To tylko chwilowy uraz mózgu, którego już nie ma ! Rozumiesz, jest po wszystkim ! - kłamałam. Louis przepraszam, ale nie mogę powiedzieć ci prawdy.
- Uraz mózgu ?! Gdybym tylko wiedział, zaraz bym przyleciał ! Ale całe szczęście, że już ci nic nie jest. Kamień spadł mi z serca. Nie rób tak więcej, a jeżeli to się powtórzy kupię ci 100 telefonów i przyszyje do każdej części twojego ciała ! Albo nie GPSa ci wszczepię ! Tak to będzie idealne rozwiązanie. - zaczyna żartować. Jest dobrze.
- Co ty taki troskliwy ? Dzięki Lou i ... - jak zwykle mi przerwał:
- Nie masz mi za co dziękować ! Nic nie zrobiłem przecież żebyś mi dziękowała. Uff... Boże jak się cieszę, że jesteś cała ! - wzdycha. Uwielbiam go po prostu !
- Właśnie za to ci dziękuję. Za troskę i że nie zapomniałeś o mnie przez ten miesiąc i że mnie wspierasz i że w ogóle jesteś ! Gdyby nie Elka to uściskałabym cię najmocniej jak tylko potrafię ! - zaśmiałam się, żeby nie wyglądało to zbyt poważnie.
- Oj przestań bo robię się czerwony jak moje spodnie. Właśnie mała, Elka się o ciebie coś ostatnio wypytywała. Chyba się polubiłyście po tej rozmowie co ? - mówił już normalnym spokojnym tonem.
- Nie zaczęłyśmy dobrze, ale potem, chyba tak, miło się gadało. Chętnie bym z nią jeszcze porozmawiała naprawd... - przerwałam gdy usłyszałam krzyk Liama ? Tak, to był Liam, a potem Harry:
- Koleś daj mi spokój ! Odpierdol się wreszcie ! - i trzask. Co się między nimi dzieje ?
- Hej hej, Korny ja musze kończyć. Zadzwonię, cieszę się że w końcu mogłem cię usłyszeć. Trzymaj się pa - wystrzelił Louis z prędkością światła, nawet nie zdążyłam odpowiedzieć. Co jest grane ? Czy Harry, aż tak bardzo się, jakby to nazwać, zepsuł ? Odłożyłam telefon do kieszeni plecaka. Nic nie czuję. Nie mogę myśleć, żadnych uczuć, emocji. Może to i dobrze ?
- Hej, chłopak ? - zapytała słodko dziewczyna siedząca obok.
- Hym ? O, nie, nie chłopak. Znajomy... Przyjaciel. Tak w ogóle to nie podziękowałam nawet - odwzajemniłam uśmiech i bardziej odwróciłam się w jej stronę.
- Ale nie ma za co ! - zaśmiała się i machnęła ręką dziwnie podskakując na siedzeniu. Jaka ona jest zakręcona.
- Kornelia - podałam jej rękę.
- Sophie. Ty też mieszkasz w Londynie ? - chwyciła moją dłoń i potrząsała nią chwilę.
- Nie, dopiero się WPROWADZAM. Jestem z Polski - mówię, a ta się cały czas uśmiecha.
- Ja właśnie wracam od rodziny, która mieszka w Polsce. Gdzie będziesz mieszkać ? - pyta.
- Westminster. - chwilę pomyślała zanim znowu zaczęła nawijać:
- Musimy się kiedyś zgadać ! Mieszkam jakieś 20 min do Westminster. Tak w ogóle to twój kolega ma tak samo na imię jak Louis Tomlinson, wiesz ten z One Direction. I o ile mnie uszy nie mylą to była też mowa o Harrym. Nie żebym podsłuchiwała, po prostu tak rzuciły mi się te imiona. Fajnie mieć znajomych, którzy nazywają się tak samo jak Tomo i Styles. Uwielbiam ich. Byłam kilka razy na ich koncercie. Mimo, że mieszkam praktycznie tam gdzie oni, ani razu nie miałam przyjemności spotkać ich na drodze. A ty lubisz ich ? - potok słów wypływał z jej ust. Tak bardzo korciło mnie, żeby powiedzieć, że to właśnie z samym Tomlinsonem rozmawiałam, ale coś jednak kazało mi to zatrzymać dla siebie.
- Tak, też ich lubię. Pozytywnie pokręceni. I mam nadzieję, że nie przyleciałam tu na darmo ! Chce ich spotkać ! Spotkamy ich kiedyś zobaczysz. - posłałam jej szeroki uśmiech.
- Ale by było super ! - zaczęła znowu śmiesznie podskakiwać. Jakby ją coś parzyło. Ona ma chyba ADHD, ale już ją lubię. Fajnie byłoby mieć kogoś znajomego tutaj. Czemu mówię tutaj ? Bo właśnie stewardessa kazała zapiąć pasy, ponieważ lądujemy. Szybko minął lot i dość miło. Porozmawiałam z Louim, poznałam Soph. Coś czuję, że to będzie dobry czas, ale teraz za bardzo nie powinnam liczyć na swoją intuicję. Zabrałam wszystko to co miałam koło siebie i razem z czarnowłosą (Sophie) udałyśmy się ku wyjściu. Jej, prawdopodobnie, mama czekała już tam. Ta wcisnęła mi jeszcze karteczkę ze swoim numerem i z wielkim uśmiechem pomachała na pożegnanie. Ciocia chwyciła mnie za rękę i zaczęła wypytywać jak się czuję. Drzwi samolotu się otworzyły i ludzie zaczęli wychodzić po podobnych schodkach jak w Warszawie. Pokonałam ostatni schód i zatrzymałam się. Stanęłam na Londyńskiej ziemi !
- Witaj Londynie - powiedziałam pod nosem, rozejrzałam się dookoła i zaciągnęłam powietrzem, które było zupełnie inne niż nasze.




______________________________________________________________________________
Postanowiłam, że będę nadawała teraz tytułu rozdziałom :) Lepiej potem znaleźć jakieś szczególiki podczas pisania. Dziękuję, pozdrawiam i mam nadzieję, że się podoba :)

brak komentarzy = brak rozdziału  ~  komentarz = kolejny rozdział.
( naprawdę napisanie czegoś to niewiele dla Ciebie, a dla mnie dużo znaczy )







niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 27 ''Białe ściany''

...leżałam w zupełnie nie znanym mi miejscu. Białe ściany. Na jednej z nich wisiał mały telewizorek, a pod nim kilka kartek. Nie wiem co na nich pisało. Wszystko praktycznie było zamazane. Ból głowy nie pozwolił mi na dalsze zwiedzanie pomieszczenia. Przetarłam oczy z nadzieją, że chociaż trochę złagodzę ból. Coś dziwnego zwisało z mojej ręki. Jakiś kabelek ? Przebiegam wzrokiem wzdłuż niego i zobaczyłam dziwny woreczek nad moją głową. Czułam też coś zimnego na klatce piersiowej. Kolejne kabelki ? Tym razem te podłączone były do urządzenia, które non stop pikało. Kurde, proszę zamknij się ! Czułam się jakby zaraz miała mi głowa eksplodować. Co jest do cholery. Podniosłam się lekko by móc lepiej ocenić sytuacje. Zakręciło mi się w głowie i ledwo utrzymałam się w pozycji siedzącej. Urządzenie zaczęło intensywniej pikać. Zaraz mi głowę rozsadzi ! Niech to ktoś wyłączy. Masowałam chwilę skronie, ciągle wierząc w to, że przestanie boleć. Po chwili na reszcie ból trochę ustał. Rozglądałam się mrużąc oczy. Mam coś dziwnego przyczepionego do ręki. Obok mnie półka z dużą ilością lekarstw. Dziwne pikające urządzenie. Woreczek z wodą nad łóżkiem. Dziwne łóżko. Ubrana w podomkę. Powoli zaczęło mi się wszystko przejaśniać. Śmierdzi szpitalem. O cholera ! Bo to jest szpital ! Co ja tu robię ? Dla czego ? Co się stało ? Zaczęłam panikować. Do sali wbiegła pielęgniarka z ciocią.
- Spokojnie Kornelia, połóż się ! - podbiegła do mnie i szybko pomogła mi wykonać swoje polecenie.
Po kilku sekundach miałam już wbitą igłę w przedramię. Co do... Ał ! To boli. Szarpnęłam się lekko ale pani w śmiesznej czapeczce na głowie skutecznie unieruchomiła mnie dociskając moją rękę do łóżka.
- Spokojnie kochanie. To tylko zastrzyk. Już wszystko w porządku. - ciocia delikatnie gładziła mnie po głowie i trzymała za drugą rękę. Nie rozumiem co się dzieje. Zacisnęłam oczy i starałam się przetrzymać ból wywołany tą pieprzoną igłą. Jakoś po minucie poczułam ulgę. Głęboko odetchnęłam i stwierdziłam, że czas dowiedzieć się co ja tu robię.
- Co się stało ? Dla czego jestem w szpitalu ? - ciocia nic nie odpowiedziała, przyglądała mi się z wielką ulgą jakby. Kątem oka zerkała na pielęgniarka, która pozbywała się elektrod, o ile tak się to nazywa, z mojej klatki piersiowej.
- Dowiem się w końcu ? - już powoli zaczęłam się niecierpliwić. Ciocia się wyprostowała i odprowadziła wzrokiem wychodzącą pielęgniarkę.
- Musisz teraz odpoczywać. Miałaś wstrząśnienie mózgu... Dość poważne. I... - nie dokończyła. W jej oczach pojawiły się łzy. Nie rozumiem, ale jak to ? Nie pamiętam żebym uderzyła się kiedykolwiek w głowę.
- I co ? Pamiętam tylko tyle, że rozmawiałam z Louisem. Potem Harry powiedział coś... - załamał mi się trochę głos, przez przypomnienie sobie jego słów - czego nie chciałam usłyszeć. Co się stało dalej ? Opowiedz mi. Ja nic nie pamiętam. - naciskałam. Dla czego ona nic nie mówi i dla czego płacze ? Mocniej uścisnęła moją dłoń.
- Byłaś w śpiączce. Prawie miesiąc. Tak się bałam ! Ale obudziłaś się, nareszcie. Boże jak się cieszę. - mówiła przez zły, zły szczęścia ? Moment, śpiączka ? Miesiąc ? Jak to możliwe. Przeleciały mnie ciarki. Ja już mogłam się nie obudzić ?! I nigdy już nie zobaczyć się z Harrym ? Z rodzicami ?
- Ja to miesiąc ?! Przecież, miałyśmy wyjechać do Londynu. Cholera ciociu jak to się stało ? Co ja zrobiłam ? - zaczęłam panikować. Ciocia usiadła na krawędzi łóżka, otarła zły i zaczęła opowiadać:
- Rozmawiałaś z nimi tak ? Harry cię skrzywdził, prawdopodobnie zemdlałaś i uderzałaś głową w kant szafki. Znalazłam cię całą w krwi. Nie reagowałaś na nic - znowu zaczęła płakać.
- Nie skrzywdził mnie, to raczej ja jego. Dobrze ciociu już jest okej. Nie płacz. - podniosłam się i przytuliłam ją.
- Przepraszam. Kornelia tak bardzo przepraszam - mówiła. Przeprasza ? Za co ?
- Za co mnie przepraszasz ? - zapytałam, bo na prawdę nie wiedziałam za co.
- Że nie było mnie przy tobie. - Przecież i tak by nic nie zdziałała. Chociaż może nie doszło by do tego, że wylądowałam na szafce.
- Nie obwiniaj się przez to. Nie wiedziałaś przecież co się ze mną może stać. Nie płacz proszę. Już jest dobrze. - próbowałam ją uspokoić i chyba mi się po części udało. Oderwała się ode mnie przetarła mój policzek po którym spływały pojedyncze zły. Nawet nie zorientowałam się kiedy zaczęły uciekać z moich oczu.
- Połóż się teraz. Prześpij się, musisz odpoczywać. - powiedziała z troską i lekko położyła mnie na niewygodnym materacu.
- Spałam przecież cały miesiąc. - lekko się zaśmiałam i ona też, ale szybko zrzedły nam miny. Nie było to zbyt śmieszne.
- A co z wyjazdem ? O mój boże, przecież są już wakacje. Prawie połowa ! - zapytałam po chwili ciszy. Nie mogłam spać, a ciocia dalej siedziała przy łóżku. Czytała jakąś książkę.
- Jeżeli będzie dobrze to za tydzień wyjedziemy. Musisz poleżeć tu jeszcze na obserwacji. Nie przejmuj się. Twój mózg doznał dość sporych obrażeń, nie możesz teraz zbyt bardzo go przemęczać i za nim będzie mógł w pełni funkcjonować upłynie sporo czasu. Na razie masz wakacje przedłużone o trzy miesiące. - uśmiechnęła się i odłożyła książkę na bok.
- Jak to ? A co ze szkołą ? - niby się cieszę, ale ciężko będzie mi się potem przestawi. W końcu nowa szkoła. Nowi ludzie. Właśnie gdzie ja w ogóle idę do szkoły ?
- Ciociu, a tak właściwie to gdzie ja będę chodzić do szkoły jak już to wszystko minie ? - zapytałam.
- Mówiłaś kiedyś, że chciałabyś coś związanego z językami. Humanistka z Ciebie prawda ? Znalazłam polską szkołę. W Westminster. Od naszego mieszkania pieszo jest jakieś 20 minut. Pomyślałam, że może być idealna więc złożyłam papiery do niej. Powiadomiłam o obecnej sytuacji i o tym, że jak wybierzesz kierunek to dam znać. - oznajmiła. Zszokowałam się co prawda, ale przynajmniej wiedziałam gdzie dokładnie się wybieramy. Westminster, z tego co kojarzę znajduje się tam większość atrakcji londyńskich. Może być całkiem fajnie, ale nie o tym teraz.
- Ciociu, ale wiedziałaś, że mogę się nie obudzić ? Mimo to wszystko załatwiałaś. - zapytałam skruszonym głosem. Popatrzyła się na mnie i lekko uśmiechnęła. Jej oczy znów się zeszkliły.
- Tak, ale jakoś nie mogłam przyjąć tej wiadomości. Po prostu czułam, że będzie dobrze. I jest. - ucałowała mnie w rękę mocno ją ściskając. Poczułam ulgę. Czułam, jakby wszystko było mi zupełnie obojętne. Jakbym nie miała żadnych problemów. Uśmiechnęłam się do siebie i zamknęłam oczy. Zasnęłam.

Tydzień mijał strasznie powoli. Dni się dłużyły, a mnie po prostu roznosiło już na tym niewygodnym, wyleżanym, szpitalnym łóżku. Ciocia spędzała ze mną praktycznie całe dnie. Rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Grałyśmy w jakieś planszowe gry dla dzieci. Po południu na dwie/trzy godziny przychodziła też moja kochana paczka przyjaciół. Dużo się śmiałam, ale pielęgniarki non stop upominały mnie żebym się oszczędzała. Odczuwałam od czasu do czasu bóle głowy, ale podobno to normalne i z czasem już zaczęłam się do nich przyzwyczajać. Poza plotkami jakie przynosiła Majka i reszta nie miałam kontaktu ze światem. Z resztą za bardzo mi to nie przeszkadzało, nawet mnie nie interesowało co dzieje się w internecie czy gdziekolwiek. Żyłam własnym życiem.

Nadeszła sobota. Dzień w którym mam pożegnać się ze wszystkim co dotychczas mogłam nazwać domem i tym co do tej pory udało mi się tutaj osiągnąć. Nie wyobrażam sobie zostawienia Majki (teraz z nią miałam najlepszy kontakt) i całej reszty. Nie wiem jak ja bez nich przeżyje, ale jakoś muszę. I muszę też jak najszybciej wyjaśnić sprawę z Harrym. Nie żebym o nim zapomniała czy coś, po prostu dostawałam i dalej dostaje tak silne proszki, że one kontrolują mój umysł, emocje i nie przejmuję się teraz wszystkim aż do rozpaczy. Wręcz śmieję się z tego. Jedyny czas, kiedy mogłabym poużalać się nad sobą to noc, ale biorę kolejne tabletki, dzięki którym śpię jak niemowlę. Wracając do Hazzy, nie mam bladego pojęcia co zrobić, co mu powiedzieć, jak przeprosić, skutecznie tym razem. Louis ?! Przecież on się może martwić ! Nie odezwałam się do niego od czasu tej beznadziejnej rozmowy. Muszę jak najszybciej z nim pogadać, ale nie mam telefonu. No tak... Zapomniałam jak skończył swoją egzystencję. Poproszę potem ciocię. Jak już wylądujemy. Tak, to jest dobry pomysł. Z przemyśleń wyrwały mnie krzyki, które były coraz bliżej, aż w końcu stado śmiejących się dzieciaków (moich przyjaciół) wparowało do mojej sali. Rzucili się na mnie z jakimiś paczkami. Byłam już ubrana jak do wyjścia, na reszcie w swoje ciuchy ! Usiadłam na łóżku i tuliłam się z każdym po kolei.
- Kornelia, wrócisz do nas szybko prawda ?! - mówi Jeremiasz. Za mim posypały się odpowiedzi, nie koniecznie z moich ust.
- No wiadome ! Chyba, że Londyn jej odbije do głowy i nie będzie już się chciała z nami zadawać, w końcu to miasto gwiazd ! - śmiali się jeden po drugim. Wręczyli mi małe prezenciki. Nie otwierałam ich, wolałam zostawić sobie je na podróż w samolocie. Jejku jak ja ich kocham !
- Dziękuję ! Nie musieliście, naprawdę. Kochani, jesteście najlepsi ! - mówiłam z wielkim uśmiechem na twarzy. Wiem, że gdyby nie tabletki płakałabym jak dziewczyny w tym momencie. Jeszcze raz wszyscy się razem uścisnęliśmy tworząc wielką kulę. Do sali weszła pielęgniarka i powiedziała, że czas się pożegnać bo musze iść na ostatnie badania.
- Kocham was ! Tak cholernie będę tęsknić ! - pojedynczej łzie udało się uciec. Widocznie było to tak silne uczucie, że nic nie było w stanie go przezwyciężyć. Kolejne mocne uściski i zaczęli wychodzić z sali. Najdłużej żegnałam się z Majką.
- Pamiętaj my też cię kochamy. I wiesz, jak tylko ogarniesz się ze Stylesem daj znać. Powodzenia wam życzę i w ogóle pozdrów Zayna i powiedz mu, że jest najlepszy ! Albo nie lepiej mu nie mów. Aaaa Jejku szczęściara z Ciebie, że ich poznałaś NO ! Z resztą jak tylko wylądujesz napisz. W ogóle cały czas pisz ! Pisz jak tam jest zajebiście ! Pa kochana. Do zobaczenia. - głosiła monolog i płakała w moje ramię. Jako jedyna wiedziała chyba najwięcej o sytuacji z Harrym. Dała mi buziaka w policzek i poszła za resztą. Już za mini tęsknie. Wzdychłam głęboko i udałam się za pielęgniarką do gabinetu lekarza który już czekał na mnie z całą aparaturą. Ostatni zastrzyk. Tabletki rozpisane, mogę wychodzić ! Na reszcie. Wyszłam z gabinetu, ciocia czekała już na mnie. Podziękowałam pielęgniarce, pożegnałam się, a ciocia dała jej jeszcze dwie kawy. Wzięłam swoją torbę w której były lekarstwa i prezenty i udałyśmy się do samochodu cioci. Jak dobrze wyjść na świeże powietrze ! No, prawie świeże, jesteśmy w końcu w centrum Warszawy.
- Wszystko spakowane. Mam nadzieję, że niczego nie zapomniałam. Zapinaj pasy. - Powiedziała z szerokim uśmiechem i ruszyłyśmy na lotnisko...



____________________________________________________________________________
No i jest 29 :) jakoś nie mogłam się zebrać, żeby go napisać, ale w końcu się udało.
Dziękuję za komentarze, nieliczne bo nieliczne ale i tak dziękuję :)
ponad 900 wejść, za które też dziękuję, chociaż pewnie większość wejść polegała na rzuceniu okiem i do widzenia. ale to nic ! Mam nadzieję, ze się podoba. Przepraszam z góry za błędy jeżeli jakieś się pojawią, sprawdzałam kilkukrotnie ale zawsze może coś umknąć. Pozdrawiam :*
brak komentarzy = brak rozdziału  ~  komentarz = kolejny rozdział.
( naprawdę napisanie czegoś to niewiele dla Ciebie )

piątek, 28 marca 2014

Rozdział 26 ''Po prostu się opił...''

Eleanor.
- Cześć słodziutka. Mogłabyś zostawić mojego chłopaka w spokoju i poszukać własnego ? Mama nie uczyła cię, że nie ładnie tak przywłaszczać sobie czyjąś własność ?! - Mówiła dość spokojnie, ale nawet dziecko wyczułoby tą złość, pretensje i pewność siebie w jej głosie. Ale czekaj, wróć, czy ona posądza mnie o to, że chce jej odebrać Louisa ?
- Um, poczekaj chwileczkę. To nie tak ! Ja po... - Chciałam jakoś wyprowadzić ją z błędu ale mi nie pozwoliła na to i ciągła dalej swoje groźby:
- Odczep się od niego ! Nie dzwoń, nie pisz ! Po prostu daj spokój, nie wygrasz ze mną. Nie wiem skąd się znacie i szczerze powiedziawszy nie interesuje mnie to. Zrozumiałaś dziewczynko ? Daj mu spokój ! - Wiedziałam, że długo nie wytrzyma i prędzej czy później podniesie głos.
- Okej - powiedziałam krótko obojętnym głosem. Muszę ją jakoś uspokoić zanim się rozłączy i jeszcze nie daj Boże zrobi awanturę Louisowi.
- Okej ? Tyle masz do powiedzenia ?! - zdezorientowała się trochę. Nie powiem ja też byłabym zaskoczona gdybym była na jej miejscu.
- Teraz ty mnie posłuchaj. Tylko proszę nie rozłączaj się. Wysłuchałam cię. Teraz ty to zrób i posłuchaj co mam ci do powiedzenia. - starałam się mówić jak najszybciej i pewnie.
- Nie będziesz mówiła mi co mam robić ! - krzyczała coś jeszcze ale mój angielski nie jest jeszcze idealny więc połowy nie mogłam zrozumieć. Jak ja mam jej to wytłumaczyć ?
- Louis mi pomaga ! Nic dla mnie nie znaczy w taki sposób. Po prostu jest dobrym kumplem ! - tym razem to ja krzyknęłam. Uciszyła się. Chwile nic nie mówiła, słyszałam jak szybko oddycha, musi być nieźle zdenerwowana.
- Jak to pomaga ? W czym ? Z resztą nie ważne, nie obchodzi mnie to. Zostaw go w spokoju ! - dalej lamentowała. Wdech, wydech, wdech i :
- POMAGA MI POGODZIĆ SIĘ Z HARRYM ! - przerwałam jej po prostu ją przekrzykując.
- Oł... Ale, jak to ? Poczekaj. Ty jesteś tą tajemniczą dziewczyną poznaną na koncercie w Berlinie, przez którą Styles miewa takie kiepskie humorki ? - Jej ton trochę złagodniał. Mam nadzieję, że już nie będzie mi prawiła żadnych kazań. 'Styles miewa takie kiepskie humorki'. Przeze mnie ? Jeszcze okropniej się czuje, ale to znaczy, że jednak nie jestem mu do końca obojętna. 
- Nie wiem co o mnie mówił. Co o mnie wiesz, ale na prawdę nie masz się o co martwić. Nie zamierzam odbijać ci Louisa. - Nie chcę spowiadać się jej z tego co zaszło między mną a Hazzą. Zaniemówiłyśmy obydwie. Nie wiem co mówić, niech ona coś powie !
- Nic o tobie nie mówił konkretnego, w sumie to mi nic nie powiedział... Jedyne co udało mi się wyciągnąć od Louisa to to, że JAKAŚ... dziewczyna go zraniła. Hm, gdybym tylko go bardziej lubiła to powinnam cię teraz opieprzyć za to co mu zrobiłaś, chociaż nie wiem co, a nie za to, że wydzwaniasz do mojego chłopaka - mówiła spokojnie. Na koniec nawet się zaśmiała lekko. Cóż za zmiana. Po wstępie nie spodziewałabym się, że potrafi być miła. Nawet mogę śmiało stwierdzić, że ma strasznie miły głos.
- Dużo dziewczyn go już zlało w tym jego lokatym życiu, ale w takim stanie go jeszcze nie wiedziałam. O co poszło ? - Mówiła jak gdyby nigdy nic. Jakbyśmy były starymi kumpelami.
- Właściwie o głupotę. Internet... - nie dokończyłam, a ona zaczęła mówić.
- Internet to szajstwo. Nic w nim nie jest prawdziwego. Przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłam, ale jeżeli chodzi o Toma to strasznie jestem zazdrosna. Wiesz jak to jest - zaśmiałyśmy się obie. Jaka milutka. Szczerze już ją lubię.
- Nie, to ja przepraszam. Głupio wyszło z tymi ciągłymi telefonami, masz rację. Hm... Zazdrość. Chyba o to właśnie poszło między nami, ale ja nawet nie mogę powiedzieć, że było jakieś 'NAMI' - głos mi zadrżał. Musiała to wyczuć.
- Ej, nie załamuj się. Głowa do góry. Pogodzicie się. Tym bardziej, że macie pasiaka MOJEGO (śmiech) u boku. - Mówiła to szczerze i chyba nawet się uśmiechała.
- Dziękuję za miłe słowa. Dobrze, że już sobie wyjaśniłyśmy tą dziwną sprawę. Nie chciałabym żyć z tobą w niezgodzie, bo prawdopodobnie kiedyś spotkamy się na podwójnej randce. - Skoro już na siebie nie wrzeszczymy to warto jeszcze bardziej rozluźnić atmosferę.
- Znając Larrego to pewnie tak. - Zaśmiała się. Nie mogłam skojarzyć o jakiego Larrego chodzi, ale gdy przypomniałam sobie jak Filip się z nich kiedyś śmiał od razu załapałam, ze chodzi o połączenie Louisa i Harrego. Zaczęłam się śmiać z nią. Dobrze mi się z nią rozmawia. Nawet miałam chęć wyżalenia się jej. Dziwne, na ogół nie lubię się wypłakiwać komuś na ramię, tym bardziej nieznajomemu.
- Dobra, pewnie wolałabyś gadać teraz z Louim. Przepraszam w ogóle, że najpierw nawrzeszczałam na ciebie, a teraz próbuję wyciągnąć z ciebie to co nawet nie mogę wyciągnąć ze swojego chłopaka. Miło było cię poznać i mam nadzieję, że to nie ostatnia nasza rozmowa i oczywiście, że następna będzie zupełnie milsza. Trzymam za was kciuki. Przyda mu się dziewczyna, która trochę sprowadzi go na ziemię. - Jej głos łagodził każdy ból w moim ciele. Na prawdę ją lubię !
- Również było mi miło poznać tą cudowną, idealną i wspaniałą Eleanor do której tak wzdycha pan Tomlinson. Pasujecie do siebie, naprawdę ! - postanowiłam, że też jej trochę przysłodzę.
- Naprawdę ? Tak mnie nazwał ? Kochany ! - przeraża mnie jej słodki głosik, ale wolę ten niż ten wcześniejszy, którym próbowała mnie zabić.
- Okey, przekażę Tomowi jak wróci, że dzwoniłaś. Tylko wiesz, rączki przy lokatym, to że już jestem miła nie znaczy, że pozwolę ci się dobierać do mojej marcheweczki - obie buchnęłyśmy śmiechem.
- Trudne będzie trzymanie rączek tylko przy Hazzie, bo wiesz, w końcu są ze sobą powiązani ! - dalej się śmiałyśmy.
- Dzięki, że mu przekażesz. I jeszcze raz miło było z tobą pogadać. Nie krzycząc oczywiście. - Nie chciałam kończyć tej rozmowy ale chyba kończy mi się fundusz na koncie.
- Do następnego i powodzenia. Trzymaj się. Papa - pożegnała się i dobrze zgadywałam, mój telefon zapikał i przerwał połączenie. Rozmawiałyśmy prawie pół godziny. Jakoś czuję się lepiej, ale nie do końca dalej mam ochotę zaszyć się gdzieś w kącie i z niego nie wychodzić. - Wszystko okej ? Słyszałam jak krzyczałaś. - do pokoju weszła ciocia.
- Nie powiem, że jest dobrze, ale zawsze mogłoby być gorzej prawda ? Albo w sumie to i nie. A te krzyki, mała kłótnia przedmałżeńska, a tak serio to dziewczyna Louisa odebrała i troszkę dziwnie wyszło, ale wszystko sobie wyjaśniłyśmy i powiem ci, że nawet ją polubiłam - wymusiłam uśmiech. Nie chciałam, żeby teraz przysiadała się do mnie ale przecież jej nie wygonię. Usiadła koło mnie i po jej minie mogłam wywnioskować, że poleci kolejna uwaga. Nie musiałam długo czekać:
- Kornelia słoneczko. Proszę cię nie ładuj się w cały ten ich świat. Po co ci to ? Nie chcesz mieć prywatnego życia ? W ogóle nie chcesz mieć życia ? Zdajesz sobie sprawę co by było gdyby wam się ułożyło. Jeszcze raz cię proszę uważaj. A ta dziewczyna Lll... wiesz kogo, też jest pewnie sławna. Oni muszą trzymać się z ludźmi ze swojego otoczenia na tym samym poziomie. Tobie ciężko byłoby się odnaleźć. Kornelio... - co ona mówi ? Nie, nie możliwe. Miałam u niej wsparcie, a ta mi teraz mówi że po prostu nie jestem zbyt dobra dla niego ? Bo nie gonią za mną media ?
- Ja chce mieć życie, teraz go nie mam. Chce go przeżyć z nim. U jego boku ! Jeżeli już to wszystko się zaczęło chcę to ciągnąć, lub po prostu skończyć, ale muszę usłyszeć to od niego. Chcę usłyszeć, że nie chce mieć ze mną do czynienia ! W tedy odpuszczę, ale teraz muszę naprawić to co zepsułam. I jeżeli dalej masz ciągnąć te swoje życiowe dygresje to lepiej stąd wyjdź. - Pokazałam jej ręką drzwi. Wstrzymywałam całą złość, nie chciałam przy niej wybuchnąć. Szczęka zaczęła mi lekko drżeć. Proszę niech ona stąd jak najszybciej wyjdzie ! Patrzyła się chwilę na mnie ze zdziwioną miną. Po chwili wstała i wyszła rzucając krótkie:
- Ale pamiętaj, ze cię ostrzegałam. - Rzuciłam się z całej siły na łóżko. Łzy które już długo domagały się o uwolnienie w tym momencie zrobiły to bez żadnych przeszkód, wydostały się na wolność. Ciocia ma racje, nie pasuję do niego. Jestem nikim w porównaniu do Eleanor, do nich wszystkich. I z takim przekonaniem zasnęłam.
- Niee ! Zaczekaj ! - krzyknęłam jednocześnie siadając na łóżku. Cała się trzęsłam. Nie wiedziałam gdzie jestem, co robię. Śniła mi się babcia. To ona zawsze doradzała mi co mam zrobić, zwierzałam jej się z każdego problemu, z każdej drobnostki przynoszącej mi radość. Była moim lekarstwem na wszystko. Rozumiała mnie lepiej niż ja sama siebie mogłam zrozumieć. Gdy odeszła myślałam, że kolejną osobą na którą będę mogła zawsze polegać będzie ciocia, ale jak widać myliłam się. Nie wsparła mnie w mojej decyzji. Zostawiła ze stwierdzeniem, że jestem dla niego nikim. Gdy zasypiałam byłam skłonna przyznać jej racje, ale teraz gdy w śnie odwiedziła mnie babcia i kazała się nie poddawać, dążyć do szczęścia, wiem, że tak właśnie zrobię. Nie odpuszczę puki nie usłyszę, że jestem dla Harrego kimś ważnym albo że po porostu jestem nikim i w tedy przyznam cioci rację, zupełnie obrzydzając się do życia, które jest tak bardzo niesprawiedliwe. Na polu jest jeszcze ciemno. Słyszę tylko przesuwające się wskazówki zegara. Minuta za minutą. Siedzę na łóżku i nasuwa mi się pytanie: Gdzie są moi rodzice ? Powinni być teraz przy mnie. Z resztą nie ważne. Nawet jakby byli to i tak pewnie nic by nie zmienili. Są okropni, a zarazem dobrzy. Wiem, że to co robią, robią po to żeby mi było lepiej, ale brakuje mi ich. Z przemyśleń wyrywa mnie dzwoniący telefon. Nie był to mój sygnał więc nie wzruszyłam się bardzo, ale szybko uświadomiłam sobie, że miałam teraz telefon cioci bo mój leży nadal w kawałeczkach na podłodze. Sięgnęłam po niego. Dzwonił Louis. Nareszcie !
- Hi Korny (Korni) - krótko się odezwał. Czekałam na to aż zacznie tłumaczyć Harrego, ale nie zanosiło się na to.
- Hi Lou. Możesz mi wyjaśnić co to było ? - odpowiedziałam trochę zdenerwowana.
- Ale co miało być ? Nie rozumiem - udawał, że nic nie wie. Tak bardzo dojrzale.
- Możesz nie udawać. Dobrze wiesz o co chodzi - nie denerwowało nie raczej to, że udaje głupiego, tylko to, że wciąż nie wiedziałam co miał mi do powiedzenia jego przyjaciel i szczerze bałam się tego.
- Oj przestań. Po prostu się opił... Znowu... - mówił spokojnie ale czułam, że coś jest nie tak.
- Znowu ? Opił ? On był totalnie zalany ! Co to była w ogóle za dziewczyna ? Możesz mi powiedzieć co się dzieje ?! - krzyczałam, a łzy same płynęły mi z oczu.
- Nie krzycz, nic się nie dzieje. Wszystko jest okey. Gadałem z nim wczoraj, dość POWAŻNIE. - poważnie ? Chyba się nie pobili ?
- Ale co on mi chciał powiedzieć ? Ty to dobrze wiesz ! Powiedz mi ! - naciskałam dalej.
- Ej malutka, ty chyba nie płaczesz ? - zapytał słodkim, zatroskanym głosikiem.
- Louis co on mi chciał powiedzieć ?! - krzyknęłam, jeszcze bardziej zanosząc się płaczem.
- Nie płacz ! Nie jest tego wart. To znaczy... - czy on właśnie to powiedział ? Nie jest wart moich łez ?
- To nie tak, eh... to znaczy nie płacz ! Proszę cię. - ciągnął dalej to swoje 'nie płacz'.
- Odpowiesz mi w końcu ?! Co chciał mi powiedzieć ? - czy tak ciężko jest powiedzieć prawdę ? A może jest tak straszna, że nie chce mi jej powiedzieć...
- Musicie ze sobą porozmawiać. Dasz radę jechać do tych Niemiec ? Ja bym go tam jakoś zaciągnął i wszystko na spokojne by się wyjaśniło. Mu serio na tobie zależało... zależy - szybko się poprawił.
- Jutro wyjeżdżam do Londynu. Zamieszkamy tam z ciocią. - zaczęłam spokojniej mówić, ale on jak zwykle nie dał mi długo nacieszyć się głosem:
- Na prawdę ? Będziesz mieszkać w Londynie ? Jak to ?! Ale fajnie ! I w jakiej części zamieszkacie ?- dla czego tak uciekał od tego durnego tematu ?
- Możesz nie zmieniać tematu ? Cholera, Louis, on ma mnie już gdzieś tak ? - Nie odzywał się chwilę.
- To nie tak, że ma cię gdzieś. Gdyby miał to na pewno nie zachowywał by się tak jak teraz. Po prostu denerwuje go to, że inni nie znając go oceniają po tym co robi, że jest KIMŚ, że jest sławny ! Jak dowiedział się, że pomyślałaś, BYŁAŚ PEWNA, że bawi się dziewczynami, bo może, strasznie się załamał. Wiesz, nawet chciał kończyć ze śpiewaniem. Potem jak wtłukliśmy mu do głowy, że nie może przestać śpiewać i że nawet jakby skończył z tym to i tak byłby rozpoznawalny, dalej by się to za nim ciągnęło, stwierdził, że skoro już jest postrzegany za kogoś takiego to czemu miałby nie korzystać ?! Wierz mi nie chcesz wiedzieć co robi.- W końcu ! Dziękuję na reszcie wydusił coś konkretnego ! Przyczyniłam się do tego, że Harry innymi słowy się stoczył. Zakuło mnie coś w sercu. Jak ja się potwornie czuje ! Ja chcę się z nim zobaczyć ! Teraz, zaraz !
- Mogłem ci tego nie mówić... żyjesz ? Korny ? - nie wiedziałam co powiedzieć. Nie mogłam znaleźć właściwych słów.
- Przeze mnie ?! - zakryłam sobie usta ręką by znów nie rozpoznał, że płacze.
- Nie do końca, ale nie da się ukryć, że w jakimś stopniu przez ciebie. Teraz nie płacz bo to nic nie da, a i nie dzwoń do niego, nie ma teraz telefonu, chyba się domyślasz co mogło się z nim stać ? - zaśmiał się. Jak to możliwe, że jest w nim tyle optymizmu ? Miał już coś mówić ale ktoś chyba wszedł do (jego) pokoju :
- Ejj co robisz ? Gdzie reszta ? - był to Harry. Louis nic się nie odzywał.
- Z kim rozmawiasz ? Ela dopiero co wyszła ? Czyżbyś miał jakąś na boku czy tak bardzo się kochacie, że wytrzymać bez siebie chwili nie możecie ? - wyraźnie z niego zadrwił. Słyszałam go jeszcze wyraźniej więc prawdopodobnie usiadł koło Louisa.
- Nie, nie mam żadnej na boku i myślę, że teraz to ty powinieneś rozmawiać z tą osobą, a nie ja - odezwał się w końcu do towarzysza i chyba podawał mu telefon. Siedziałam cicho.
- Co ? Z kim ? (chwila ciszy) Oł... przekaż, że nie mam jej nic do powiedzenia, a nie sory mam. Więc przekaż jeszcze: niech się WALI, a teraz idę się najebać - trzasnął drzwiami, prawdopodobnie wyszedł się 'najebać'. Ale co on powiedział ? Mam się walić ?! Wiedziałam, że to chciał mi wczoraj powiedzieć ale chyba trochę łagodniej. Telefon wypadł mi z ręki, sparaliżowało mi całe ciało. Nawet łzy już nie płynęły z moich popuchniętych oczów. Czułam się źle i myślałam, że już gorzej być nie może, ale widocznie może i właśnie jest. Co ja zrobiłam, że muszę tak cierpieć ? Telefon leżał obok mnie, słyszałam tylko jak Louis mówił:
- ej ej ej, nie, błagam cię nie bierz tego do siebie, on w cale tak nie myśli ! Pewnie już nic nie powiesz... Po prostu olej to, nie było tego ok ? Mała ! Proszę cię odezwij się... Jest debilem, że to powiedział. Przepraszam... Moja wina, mogłem nie mówić mu, że z tobą rozmawiam... Korny, błagam cię odezwij się ! - Nie umiałam nic powiedzieć. Nawet nie myślałam. Nie wiem co działo się potem, odleciałam, a gdy się obudziłam...




___________________________________________________________________
dumdumdumdum, był komentarz (oj tam że tylko jeden) jest rozdział. staram się pisać sensownie, ale nie wiem czy mi wychodzi. czytasz = pozostaw po sobie jakiś ślad, naprowadź mnie na błędy, lub pochwal, cokolwiek.
czyli zaczynamy z : komentarz = rozdział ;)