czwartek, 8 maja 2014

Rozdział 30 ''... nie da się nie być szczęśliwym''

... garażu w którym stał nowy samochód. Srebrne BMW x1:
- Dzwoniłam do szefa rano, żeby wyjaśnić sprawę, okazało się, że to jest nasz samochód ! - tłumaczy mi rozradowana ciocia. Zawsze marzyła o BMW, ale nie było ją stać na tego typu luksus. Teraz nawet jeszcze dobrze nie zaczęła pracy, a już może wozić się wymarzonym autem. Patrzyła się na to białe cudeńko, jakby nie dowierzała, usta miała zakryte dłonią. Dostrzegłam kluczyki powieszone tuż koło wejścia, sięgnęłam  po nie i pomachałam nimi przed oczami cioci:
- Kluczyki, na co czekasz ? Wsiadamy ?! - krzyknęłam i obie pędem wskoczyłyśmy do środka na czarne, skórzane fotele. Cała tapicerka była czarna, gdzie nie gdzie wzbogacona srebrnymi dodatkami. Ogarnęłyśmy każdy kąt. Ciocia zapaliła silnik, nie jechałyśmy nigdzie, bo przecież nawet garaż był zamknięty, siedziałyśmy po prostu i patrzyłyśmy na przednią szybę. Około 20 minut zachwycałyśmy się jak to będziemy teraz wszędzie jeździć. Ja tylko nie mogę doczekać się swojego prawa jazdy. Jeszcze tylko w sumie niecałe półtora roku.
- Eh, dość tego. Chodź, musimy jeszcze trochę posprzątać na górze, bo jednak jeszcze trochę wszystko jest zakurzone, a i zanim zaczniemy musisz zjeść coś i zażyć lekarstwa. Pamiętaj o nich, proszę cię - spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem. Pokiwałam głową i posłałam jej uspokajający uśmiech. Wysiadłyśmy i udałyśmy się do kuchni. Ciocia robiła kanapki, a ja w tym czasie zaparzyłam herbatę i przygotowałam sobie porcję dość sporych kapsułek. Po 15 minutach byłyśmy gotowe do sprzątania. Najpierw ''mój'' pokój, potem cioci i tam już zostałyśmy leżąc na miękkim dywanie i rozmawiając. Po około 20 minutach zapikał mi telefon w kieszeni. Gdy popatrzyłam na wyświetlacz oniemiałam, całkowicie zapomniałam o tym, o moim udziale w życiu chłopaków z One Direction, aż do teraz, wszystko wróciło, ale nie tak boleśnie, polubiłam te proszki, nie wyobrażam sobie co będzie jak przestanę je brać. Był to sms od Louisa: 'Hey, za chwilę zadzwonię, tak Cię tylko uprzedzam, lepiej żebyś odebrała x'.
- Kto to ? - zaciekawiła się ciocia.
- Louis, za chwile zadzwoni - odpowiedziałam jej posłusznie. Jej mina mówiła sama za siebie. Wiem, że gdyby nie to, że powiedziałam jej kiedyś, że to mój wybór co robię i żeby się nie wtrącała, zaraz posypała by się wiązanka, żebym nie mieszała się w to tylko dała spokój.
- Pójdę przyszykować cos na obiad - wstała i kierowała się ku drzwiom, ale zanim wyszła rzuciła jeszcze z słabym uśmiechem:
- Tylko, żebym tym razem nie musiała cię dźwigać pokrwawionej z podłogi. - Przeszyły mnie ciarki na samą myśl o tym. Wyobrażam sobie jej przerażenie w momencie gdy znalazła mnie w takim stanie.
- Spokojnie, rozmawiałam z nim już w samolocie i dalej żyję ! - zażartowałam, ale jakoś nie było do śmiechu.
- Aa i ciociu, dziękuję za telefon. Zorientowałam się dopiero w tedy jak zadzwonił do mnie Lou - krzyknęłam szybko za nią. Odpowiedziała szerokim uśmiechem i krótkim 'musimy się jakoś kontaktować jak będę w pracy'. Zniknęła za ścianą i słyszałam jak schodzi po schodach. Położyłam się z powrotem na dywanie. Długo nie musiałam czekać na sygnał dzwoniącego telefonu:
- No hey Korny - odezwał się pełen szczęścia głos.
- Hey panie Tomlinson - odpowiedziałam żartobliwie.
- Co tam ? Jak się czujesz ? Mam dobre wieści, znaczy nie do końca, bo w sumie... no ale na pewno się ucieszysz - mówił jakby ktoś strzelał z karabinu.
- Nie wiem czy zdążę poinformować cię o moim stanie fizycznym, zanim powiesz mi jakie to wieści, ale spróbuję. Więc czuję się dobrze, zażywam lekarstwa, więc raczej nie powinnam czuć się źle. Chcąc nie chcąc też mam całkiem fajne wieści i - już nie zdążyłam dokończyć, ale to i tak dużo udało mi się powiedzieć.
- Cieszę się, że czujesz się dobrze. Z resztą za jakiś czas i tak się sam przekonam, słuchaj, będziemy mieć przerwę w koncertach, Zayn jedzie do Perrie, Liam i Niall coś z kumplami kombinują, Styles jak zwykle, kombinowałby cośś... no mniejsza o to co, więc pomyślałem, że zabiorę go na mały braterski wypad. To znaaaczy - przedłużał jak tylko mógł. Skoro gdzieś jadą razem to znaczy, że między nimi jest wszystko ok.
- Widzimy się u ciebie w Polsce ! - krzyknął w końcu pośpiesznie. Co słucham ? Oni mają zamiar do mnie przylecieć ? To jest niemożliwe bo... Zapomniałam, nie powiedziałam mu, że mieszkam teraz w Londynie.
- Na prawdę, przylecielibyście do mnie ? Harry się zgodził ? - pytałam, dalej nie informując go o niczym.
- Tak, właśnie mówię, że przylecimy. Em... wiesz to jest taka bardziej niespodzianka dla niego - oznajmił. Czyli że Harry o niczym nie wie. Cóż czas powiedzieć, że nie mają senesu lecieć do Polski.
- Louis, ale nie możecie przylecieć do Polski - mówię.
- Co dla czego ? Menadżer się zgodził, wszystko załatwione - zaczął panikować.
- Louis, ale... - nie dał mi dokończyć tylko zaczął głosić, że nic go nie obchodzi i tak przyleci itp.
- Louis ja jestem w Londynie ! - przekrzyczałam go.
- Coo ? Gdzie jesteś ? - przycichł momentalnie.
- W Londynie, od trzech dni. Przepraszam nie zdążyłam ci powiedzieć. Jak rozmawialiśmy ostatnim razem właśnie byłam w samolocie. Chciałam ci powiedzieć, ale ty się tak szybko rozłączyłeś. Właśnie co się w tedy wydarzyło. Słyszałam niemiłą wymianę zdań między Liamem a Harrym  - teraz to ja głosiłam monolog, a on posłusznie słuchał.
- Jesteś w Londynie ?! Gdzie ? Wyślij mi adres, jutro wracamy ! Jee, zobaczymy się szybciej niż przypuszczałem ! - nagle się rozchmurzył. Raczej nie dostanę odpowiedzi na ostatnie pytanie. Jest mistrzem w unikaniu niekomfortowych dla niego sytuacji. Nie odzywałam się, dałam mu wyraźnie znać, że nie odpuszczę.
- Korny, pogadamy o tym, wszystko ci opowiem, obiecuję. To wyślesz mi ten adres ? - załapał o co chodzi.
- Jasne, ale najpierw musze się sama dowiedzieć jaki jest. Trzymam cię za słowo, chcę w końcu wiedzieć co się dzieje między wami, co się dzieje z Harrym - przeszliśmy na całkiem poważne tony.
- O Stylesa się nie martw, jeszcze żyje. To czekam. Wylatujemy o 4:30 rano, przypuszczam, że  będzie jakoś po południu jak przylecimy, więc spodziewaj się mnie wieczorem. Będę kończył. Trzymaj się i nie martw się nie powiem na razie nic Harremu - jakby czytał mi w myślach.
- Dzięki, pozdrów resztę. Zaraz wyślę adres. Do zobaczenia, pa - rozłączył się pierwszy. Włożyłam telefon z powrotem do kieszeni i udałam się na dół do kuchni, gdzie roznosił się zapach zapiekanki, która rumieniła się już w piekarniku. Dosiadłam się ku cioci do stołu. Czytała jakąś książkę, przypuszczam, że wzięła ją z 'naszej' biblioteczki domowej.
- Hej, miałabyś coś przeciwko temu, żeby Louis przyjechał tu jutro ? - zmierzyła mnie swoim zabójczym wzrokiem. Patrzyłam na nią wzrokiem a'la zbity szczeniaczek.
- Jutro mam pierwszy dzień w pracy. Nie będzie mnie w domu od 8:00 do 17:00. Może to i dobrze, że nie będziesz sama, ale nie możesz się denerwować, pamiętasz ? - jej twarz złagodniała. Przecież dam sobie radę.
- Wiem, że mam się nie denerwować ani nic z tych rzeczy. To nie Harry. Z Louisem nie da się nie być szczęśliwym - lekki uśmiech zawitał na mojej twarzy przy wypowiedzeniu ostatniego zdanie. Co ja właśnie powiedziałam ? Jest się szczęśliwym przy Louisie ?! Niee, przecież nie o to mi chodziło, prawda ? Po prostu jest tak pozytywnym człowiekiem... Jak do tej pory tylko z nim najwięcej rozmawiam, ba, tylko z nim rozmawiam. Tylko on do mnie dzwoni. Dobra nie ważne. W ciszy zjadłyśmy gotową już zapiekankę. Jak zwykle była pyszna. Ciocia robi chyba najlepsze domowe zapiekanki. Posprzątałyśmy po sobie w kuchni, zrobiłyśmy sobie deser z owoców, do szklanek nalałyśmy kompot i poszłyśmy przed telewizor. Wysłałam jeszcze adres Tommowi. Film po filmie, aż trzeba było wypić kolejne lekarstwa, zjeść kolację, umyć się i iść spać. Zasnęłam jak zwykle już po prostu zamykając oczy.
 
Powoli otwieram oczy. Ha, w końcu sama się obudziłam. Przeciągnęłam się i powolnie wstaje z łózka z zamiarem obudzenia cioci. Jednak moją uwagę przykuł zegarek na szafce. Godzina 9:06. To chyba jednak jej nie obudzę. W pidżamie udałam się do kuchni. Na stole był talerz z kanapkami, a obok nich leżała karka. Była to instrukcja na dzień od cioci: 'Masz tu kanapki. Zrób sobie herbatę i zjedz. Nie zapomnij o lekarstwach !! Włącz sobie coś. Oglądnij spokojnie. Polecam też iście do naszej biblioteki. Jest tam dużo ciekawych książek. W lodówce masz jeszcze trochę wczorajszej zapiekanki. Odgrzej sobie na obiad. Gdybyś tylko się źle poczuła od razu dzwoń. Uważaj na siebie. Będę koło 16/17. A i mam nadzieję, że wiesz co robisz zapraszając Luisa. Nie daruję sobie gdy coś ci się stanie. Nie kłóćcie się ani nie śmiejcie za bardzo skoro mówisz, że z niego taki śmieszek. Jeszcze raz nie zapomnij o tabletkach !! ciocia'. Tak, bo ja jestem małym dzieckiem, ale miło, że się tak troszczy. Mama raczej nigdy nie wysiliłaby się na taki list. Zjadłam kanapki, wypiłam tabletki i poszłam przed telewizor. kompletnie nic nie leciało więc włączyłam sobie mojego ukochanego 'Hobbita'. Po drugiej części trochę zgłodniałam, więc poszłam sobie odgrzać zapiekankę. Zjadłam ją i postanowiłam tym razem, jak ciocia radziła, iść do biblioteczki poszukać jakiejś ciekawej książki. Tak bardzo pochłonęłam się w szukaniu i czytaniu krótkich opisów, że nie zorientowałam się kiedy ciocia wróciła do domu.
- Kornelia, wróciłam gdzie jesteś ? - woła po całym domu.
- W biblioteczce ! - odkrzykuję. Wychodzę z pomieszczenia i idę do przedpokoju gdzie ciocia mocuje się ze swoimi butami.
- Tego gwiazdora już nie ma ? - zapytała dość wścibsko jak dla mnie.
- JESZCZE go nie ma. I proszę tylko nie gwiazdora - podkreśliłam dość wyraźnie moje oburzenie na co się tylko zaśmiała. Weszłyśmy razem do kuchni. Miałyśmy siadać przy stole, kiedy rozległo się głośne pukanie do drzwi. Nigdy nie przyzwyczaję się do tego, że zamiast dzwonka mamy kołatkę. Ciocia usiadła zmęczona i kazała mi iść otworzyć. Otwieram drzwi i widzę zakapturzonego kolesia w ciemnych okularach. Wzdrygam się lekko, ale gdy tajemniczy, zamaskowany przybysz wyciąga do mnie rękę z dwoma opakowaniami angielskiego Toffifee i kuka spod okularów od razu się uspokajam. To Louis. Odwraca się w stronę czarnego pojazdu przed wjazdem i kiwa głową dając znać, że może odjechać.
 
 
 
 
 
__________________________________________________ 
Czytasz ~ komentujesz :)  

2 komentarze:

  1. Zaczęłam dzisiaj czytać Twojego bloga i strasznie mnie wciągnął :). Boże... Ona tyle już wycierpiała ;(. Nie rozumiem, dlaczego tak mało osób czyta Twojego bloga, jest świetny <3. Czekam na kolejny :). Będziesz mogła mnie poinformować na moim blogu o następnym rozdziale? Pozdrawiam kochana :*

    Zapraszam: http://lovehateonedirection.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. hm, mało czyta ? albo po prostu nie chce im się komentować ani nic z tych rzeczy, nie wiem. a ja też z początku nie promowałam tak jakby swojego bloga tylko po prostu był. od niedawna zaczęłam zostawiać linki w komentarzach na innych blogach. zobaczymy czy się coś rozkręci czy nie.
    Dziękuję ! :* miło jest słyszeć że się komuś podoba !
    jasne, nie ma sprawy, poinformuję :)

    OdpowiedzUsuń