poniedziałek, 24 marca 2014

Rozdział 25 ''Nie, to ty posłuchaj''

... do Londynu. - przygryzła wargę i zmrużyła oczy, tak jakby bała się mojej reakcji. Chwileczka, co proszę ? Gdzie wyjeżdża, a raczej wyjeżdżamy ? Nie, to jakieś żarty. Byłam w szoku. Z rozdziabionymi ustami patrzyłam się na nią dość długą chwilę, aż w końcu postanowiłam przerwać tą dziwną ciszę i dowiedzieć się szczegółów:
- Słucham ? Jak to wyjeżdżamy ? Kiedy ? Jak ? Nie wierze ! A co na to rodzice ? - zasypałam ciocię pytaniami. Błądziła chwilę oczami po podłodze, po czym wlepiła je we mnie.
- Za trzy dni... - przerwałam jej krótkim 'co', ale zignorowała to i mówiła dalej.
- Twoi rodzice nie wiedzą nic o mojej nowej pracy. Zarobię więcej niż teraz i te pieniądze pójdą na twoje konto. Umówiłyśmy się z twoją mamą, że dołożę teraz trochę do spłaty rachunków, żeby nas stąd nie wywalili. (wymuszony śmiech) Nie wiedzą, że wyjeżdżamy, niech tak zostanie na razie. Proszę Kornelia, damy radę na prawdę, będzie dobrze. - Nie mogłam uwierzyć w to co mówiła. Rzuciła się na mnie i mocno tuliła. Czemu wszystko dzieję się tak szybko ? Dla czego wszystko odwraca się tak gwałtownie o 360 stopni ? Tu miałam na razie zamieszkać z nią, a teraz wyjeżdżamy do Londynu. Czy ja nie mogę żyć spokojnie ?
- Jak to nie wiedzą ? Ciociu ale ... to podlega pod uprowadzenie. Jestem jeszcze niepełnoletnia, a mam rodziców którzy muszą wyrazić zgodę na przeprowadzkę. W ogóle, za trzy dni ? Jak to możliwe, ze tak szybko wszystko jest załatwione ? - dalej nie mogła uwierzyć. Nie wiedziałam nawet co mówić.
- Wylot, mieszkanie, wszystko załatwił mój nowy szef. O pozwolenie się nie martw. To już też jest załatwione. Po prostu zaufaj mi. Damy radę. Głowa do góry. - Chwyciła mnie za podbródek i uniosła lekko moją głowę, tak żebym popatrzyła jej w oczy. Nie mam siły na jakąkolwiek kłótnie, tym bardziej z nią, to pewne, że nie wygrałabym. Nie mam też siły na dalsze dochodzenie w tej sprawie. Głęboko wzdychnęłam i pokiwałam twierdząco głową. W sumie fajnie. Ni stąd, ni zowąd oblała mnie fala ciepła i szczęścia. Odsunęłam się od cioci i krzyknęłam:
- Jedziemy do Londynu !! - zaczęłyśmy się śmiać. Na prawdę śmieć, nie było w nim ani trochę sztuczności. Koniec z zadręczaniem się i przejmowaniem wszystkim dookoła. Tak, troszkę optymizmu nie zaszkodzi.
- Idziemy jutro na jakieś zakupy ? Kupimy coś fajnego. W końcu trzeba jakoś wyglądać, jedziemy do wielkiego miejsca gdzie pełno gwiazd, sławy i fleszy ! A teraz choć zjemy coś na kolację. - pociągnęła mnie za sobą wstając z kanapy. Gwiazd, sławy, fleszy. Zakręciło mi się w głowie od tych słów. Harry ! Nie, nie mogę popsuć teraz cioci humoru. O mój Boże ! Harry, jak mogłam zapomnieć. Przecież oni za niedługo mają przerwę. Prawdopodobnie będą w Londynie ! Ale przecież Londyn jest wielki, nie jest powiedziane, że się spotkamy. Co ja wymyślam ?! Przecież chce się z nim zobaczyć. Chcę go przeprosić ! Tak idealnie, przeproszę go oko w oko, wytłumaczę jakoś moje głupie zachowanie. Na pewno ucieszy się gdy mnie zobaczy, chyba że to co mówił Louis było nie prawdą. Z mojego codziennego, kilkuminutowego transu wyrwał mnie głos cioci:
- Z czym chcesz tosty ? - Nawet nie wiem kiedy usiadłam przy stole.
- Z tym co ty. Wiesz przecież, że lubimy jeść praktycznie to samo - starałam się by mój głos nie drżał, nawet lekko się uśmiechnęłam. Ciocia zaczęła kroić pomidora, stwierdziłam, że jej pomogę, chociaż tyle mogę zrobić. Powygłupiałyśmy się trochę. Nasze kanapki miały dziwne kształty. Każda miała inny wyraz 'twarzy'. Zapieczone z serem były jeszcze zabawniejsze. Śmiałyśmy się w najlepsze. Świadomość o tym, że będę miała możliwość normalnie porozmawiać z tym lokatym stworzonkiem, na którym mi tak cholernie zaczęło zależeć, poprawiła mi znowu humor. Jadłyśmy żartując, śmiejąc się i wymyślając różne historie, które przytrafią nam się w Anglii. Wybiła godzina 22:30. Pora spać. Jestem wykończona, nawet nie wiem po czym. Ostatnio bardziej męczę się psychicznie niż fizycznie. Posprzątałyśmy po sobie:
- To dobranoc maleńka. Wyśpij się, a rano idziemy na wielkie zakupy ! - krzyknęłyśmy obie głośno i pomachałam jej udając się na piętro do łazienki. Szybki prysznic i do łóżka. Napisałam smsa do Majki że chce się z nimi po jutrze spotkać. Odpisała po prostu, że się cieszy i da znać reszcie. Tak bardzo zatraciłam się w wyjeździe rodziców i kłótni z Harrym, że zapomniałam o nich, o tych moich przyjaciołach, o reszcie całego życiu. Postanowiłam dać spokój mojemu mózgowi i nie dopuszczałam do siebie żadnych myśli. Po prostu zasnęłam.

Godzina ? Coś koło 4 nad ranem. Kto do cholery. Sięgam po mój przeraźliwie wyjący telefon. Czy ktoś sobie jakieś żarty stroi ? Przecieram oczy i ledwo dostrzegam kto się tak dobija. Harry ! O mój Boże ! Zerwałam się na równe nogi:
- Halo ? - chyba trochę zmylił go polski akcent, szybko się poprawiłam:
- Hi ! - dalej cisza. Co jest grane ? Słyszę jakiś cichy chichot, dziewczyny. Już miałam się rozłączyć kiedy usłyszałam głos Harrego uciszający towarzystwo, które obawiam się, że składało się z jednej panienki.
- Hi Olson ! Musimy pogadać ( oczywiście mówił po angielsku) - jego głos był strasznie dziwny, nie wspominając już o plątającym się języku. Czy on jest pijany ? I powiedział do mnie po nazwisku ?
- Czy ty jesteś pijany ? Harry posłuchaj... - bezczelnie przerwał uciszając mnie.
- Nie, to ty posłuchaj. Okej ? Nie no i tak nie masz wyjścia. Skup się. Już ? Skupiłaś się ? - zaczął bełkotać. Tak, bez dwóch zdań jest pijany i to bardzo. Zamurowało mnie gdy usłyszałam w tle jak jego towarzyszka go pośpiesza. Co się dzieje ? Co mi chce powiedzieć ? Chyba wiem, nie chce tego słyszeć nie wytrzymam. Byłam zbyt bardzo sparaliżowana na zrobienie czegokolwiek, nawet nie potrafiłam się rozłączyć. Serce waliło mi jakbym przebiegła 100 km.
- Więc tak. Słuchaj uważnie. Od teraz do... ZAWSZE ! I już nigdy prze nigdy... - ciągle przerywała mu dziewczyna, a on najwyraźniej chociaż trochę starał się być poważny i non stop ją olewał. Śmiała się, cały czas się śmiała. Fajnie się bawią. Na prawdę.
- Dowiem się w końcu co masz mi do powiedzenia. Czy po prostu mam się rozłączyć i poczekać aż wytrzeźwiejesz ? - wybuchłam. W końcu puściło mi gardło.
- Kurwa, Jess przestań na chwile ! - Jess, może Jessica ? Tak się nazywa jego nowa zabawka. Miło mi poznać. Chociaż nie, wolałam nie znać jej imienia.
- Posłuchaj... - zaczął znowu, ale teraz to ja mu przerwałam:
- Słucham już wystarczająco długo. Jeżeli w tym momencie nie powiesz o co chodzi rozłączam się ! - powiedziałam stanowczo.
- Bo ja chciałem ci powiedzieć, że popełniłem błąd nawiązz... - przerwał mu prawdopodobnie Louis, który z hukiem rzucił się na niego:
- Harry co ty do cholery odwalasz ? A tobie dziewczynko już podziękujemy, tam są drzwi ! - wrzeszczał na niego i skutecznie wygnał tą dziewczynę ponieważ słyszałam trzask drzwi. Co się tam dzieje ?
- Odpierdol się ! Idź do tej swojej Eleanor i jej pilnuj ! Jess zaczekaj ! - krzyczał Styles. Czy oni się biją ? Usłyszałam tylko szum i jego telefon prawdopodobnie wylądował na ziemi. Co się dzieje ?! Co chciał mi powiedzieć. Nawiąz... Co to miało znaczyć. Jaki błąd ? Nerwowo wykręciłam numer do Louisa. Nie odbierał. Potem do Harrego, poczta. I co teraz ? Moje ciało zaczęło drżeć. Nie kontrolowałam tego. Cała dosłownie płonęłam. Czy ktoś może mi powiedzieć CO SIĘ DZIEJE ?! Krzyczałam w głowie. Co to była za dziewczyna. Co ona z nim robiła ? Łzy napłynęły mi do oczu. Pusta ściana wydawała się być ciekawsza niż do tej pory. Nie chciałabym teraz siebie widzieć. Popuchnięte, wielkie, puste oczy, ciało trzęsące się jak na mrozie. Ciągle trzymałam telefon przed sobą, z nadzieją, że zaraz ktoś oddzwoni i wszystko wytłumaczy. Zbyt długo było cicho. Zamachnęłam się i rzuciłam telefonem o ścianę. Współczuję mu, to on zawsze obrywa najbardziej. Do pokoju wtargnęła ciocia. Prawdopodobnie stała już chwilę przy drzwiach, ponieważ nie słyszałam wcześniej żadnych kroków. Skoczyła prosto na moje łózko i mocno przytuliła. Nic nie mówiła. Ja też. I całkiem mi to pasuje. Lekko położyłyśmy się. Uspokoiłam się trochę. Już nie chciało mi się wrzeszczeć i płakać. Jeszcze mocniej się w nią wtuliłam i po dość długim czasie zasnęłam.

Gdy się budzę okropnie bolą mnie oczy. Dosłownie czuję jak muszą wyglądać. Dwa pomidory, wielkie, czerwone. Obracam się na bok. Cioci już nie ma. Wygramoliłam się spod kołdry. Zmierzam w stronę łazienki, aż nagle czuję ból w stopie. Odskakuję na bok i widzę krew na dywanie i roztrzaskany telefon. Tego upadku chyba już nie przeżył. Zwijam się z bólu, automatycznie chwytam się za stopę i wyciągam kawałek plastiku z mojej stopy. Łapię pierwszą lepszą koszulkę z fotela i przewiązuję przez ranę. Kuśtykam do łazienki by ją odkazić.
- Kornelia, wstałaś ? - woła ciocia idąc po schodach. Nie byłam pewna co zrobić. Zanim cokolwiek powiedziałam usłyszałam pisk.
- Boże ! Kornelia gdzie jesteś ? - spanikowana zaczęła biegać po pokoju.
- Tutaj ciociu w łazience. Nic mi nie jest. Spokojnie. - W okamgnieniu wpadła do pomieszczenia.
- Dziecko drogie co się stało, tam jest pełno krwi ! - wyrwała mi z ręki ręcznik i delikatnie oczyszczała moją dość sporą ranę.
- Po prostu nie patrzyłam pod nogi. - Przelała kilka razy ranę wodą utlenioną i zabandażowała. Tak cholernie szczypało, ale wolę już ten ból od tego, który doznawałam od jakichś paru dni.
- Obawiam się, że musi to oglądnąć lekarz. Przebierz się, jedziemy do ośrodka. - ignorowała moje sprzeciwy i zapewnienia, że to nic wielkiego, pomogła mi wstać i podała ubrania. Po 10 minutach byłam gotowa. Zapakowałyśmy się do auta i pojechałyśmy do pana Janusza (lekarza). Po trzech godzinach byłyśmy już w domu. Super, przez tydzień nie mogę za bardzo chodzić. Trzy szwy, jednak nie było to tylko draśnięcie. Ciocia zaraz usadowiła mnie na sofie w salonie. Koc, woda, kanapki, pilot, gazety i prawdopodobnie zniosła by mi tutaj cały pokój.
- Ciociu to tylko trzy szwy. Nie umieram. Dam sobie radę. Naprawdę. - Ciągle ją uspokajałam, ale na marne biegała po co chwilę donosząc mi jakieś rzeczy. Miałam dość.
- Jeżeli w tym momencie nie usiądziesz spokojnie, tutaj obok mnie wstanę i zacznę zanosić wszystkie te rzeczy tam skąd je przyniosłaś ! - powiedziałam stanowczo wskazując na miejsce obok mnie. Ciocia szybko odłożyłam dzbanek z herbatą i usiadła obok mnie.
- Przepraszam... Po prostu nie mogę już patrzeć na to jak cierpisz. Nie dość, że przejmujesz się wyjazdem rodziców i problemami finansowymi, ledwo co nie straciłaś domu, to jeszcze dochodzi Harry. Teraz ta noga. Masz dopiero 17 lat, a już masz uraz do życia. - Patrzyła na mnie szklącymi się oczami. Pierwszy raz widzę ją w takim stanie.
- Ułoży się. Rodzice wrócą za rok ? Prawda ? Pogodzimy się. Chociaż nie mamy jak, bo przecież nawet nie jesteśmy pokłóceni. Rozumiem to, wyjechali o chcą dla mnie jak najlepiej. A co do Harrego, myślę, że też się ułoży. Albo po prostu moja przygoda z nim się skończy albo dopiero zacznie. Noga ? Noga zaraz się zagoi. - Wymusiłam uśmiech. Przyciągnęłam ją do siebie i tym razem to ja ją tuliłam.
Nie poszłyśmy na zakupy, trudno. Innym razem. Siedziałyśmy przed telewizorem do 21. Zaczęłam być śpiąca. Tak wcześnie ? Nieprawdopodobne. Jakoś wykuśtykałam na górę, nie miałam siły się myć, położyłam się do łóżka w tym co miałam na sobie, czyli mega luźna koszulka i dresy. Dalej gryzła mnie sprawa z telefonem od totalnie zalanego Harrego. O rany, a co jeśli próbowali się ze mną skontaktować ? Mój telefon jest w kawałkach ! Skoczyłam z łóżka zapominając o nodze. Syknęłam tylko z bólu, ale zaraz przestało boleć, czyli szwy dalej trzymają.
- Cioociuu ! Pożyczysz mi na chwilę swój telefon ? - zawołałam gdy usłyszała, ze idzie korytarzem. Weszła i podała mi go z pytającą miną. Chyba wiedziała co chcę zrobić. Znalazłam kartę na ziemi i włożyłam ją do jej telefonu. Zgadłam, Louis próbował się ze mną skontaktować, osiem razy, a dwa razy Liam. Liam ? Skąd ja w ogóle mam jego numer ? Ale to akurat nie ważne w tym momencie.
- Zadzwonisz do niego ? - niepewnie zapytała ciocia stojąca nade mną.
- Nie wiem. To znaczy chyba zadzwonię do Louisa. - Bałam się co mogę usłyszeć. Przerwał mu rano, musiał dobrze wiedzieć co powie.
- Zostawisz mnie ? - spojrzałam na nią, niepewnie wybierając numer Toma. Serce biło mi tak samo jak rano. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci, czwarty, piąty. Miałam już się rozłączać gdy usłyszałam czyjś glos. Nie był to głoś Louisa, a tym bardziej żadnego z chłopaków. To ...



______________________________________________________________________
Jeżeli tu ktoś w ogóle zagląda to przepraszam, ale brak weny i czasu spowodował, że długo nic nie było. Teraz postaram się nadrobić. Mam nadzieję, ze uda mi się pisać co najmniej 3 rozdziały na tydzień. Fajnie by było jakbyście komentowali troszkę. może być nawet jakaś minka w komentarzu, a już będę wiedziała, że mam dla kogo się starać, że komuś podobają się te moje wypociny. Krytyką też nie pogardzę. Cóż więcej będę nudzić. pozdrawiam :*
jesteś tu=głos, lub komentarz. dla ciebie to moment, na prawdę, a mi pojawi się uśmiech na twarzy i motywacja do dalszego pisania :)
+ komentarz=następny rozdział :)

1 komentarz: